*Adrien*
Jak
mogłem tak zawalić sprawę? Tylko ja mogłem rozpieprzyć jednym zdaniem całą więź
jaką udało mi się stworzyć pomiędzy mną, a Ladybug. Kocham ją… Naprawdę.
Faktycznie ostatnio przez Marinette miałem mętlik w głowie, ale po pocałunku z
Ladybug zrozumiałem, że pragnę tylko jej. A może… Sam siebie okłamuję. Pocałunek
z My Lady był cudowny, ale miałem wciąż przed oczami Mari. Tą dziewczynę, która
jako pierwsza spoglądała na mnie z nienawiścią, tą dziewczynę, która stała się
dla mnie pierwszą kumpelą w nowej szkole, tą dziewczynę, która wywołała u mnie
długo wyczekiwany śmiech, tą dziewczynę, która, ku mojemu rozczarowaniu,
przestała ze mną normalnie gadać i w końcu tą dziewczynę, która uczyniła
ostatnie święta udanymi. Może Ladybug ma rację? Jeśli Papillon wykorzysta to,
że ją kocham, by nas szantażować. Boli mnie serce. Tak bardzo… Kocham Ladybug.
Oddałbym za nią życie, ale jest jeszcze Marinette, którą bardzo lubię. Jednak
to nie jest tak silne uczucie jak do My Lady. Mimo to bohaterka ma rację… Nie
możemy być razem. Miłość to nasza słabość. Jestem egoistą, ale jeśli miałbym
wybrać dobro Paryża, a życie Ladybug, wybrałbym ją. Za nią poszedłbym nawet do
Piekła. Najlepiej będzie, gdy przestaniemy mieć tak bliskie relację. To
strasznie boli, ale to najlepsze rozwiązanie. Tylko tak mogę zapewnić
bezpieczeństwo Ladybug i Paryżowi. Raz w życiu muszę przestać się użalać nad
sobą. Czym jest bycie nieszczęśliwym w porównaniu z bezpieczeństwem My Lady?
Jeśli będzie trzeba, zrobię dla niej wszystko, ale na razie musimy utrzymać
stosunki czysto partnerskie.
Odwracam
się w stronę okna. Dziś pełnia. Niebo jest całkiem czarne, rozjaśnia je tylko
lśniąca perła. Czuję jak ktoś siada mi na ramieniu. To Plagg. Nie muszę mu
tłumaczyć, wiem, że zna już treść mojej decyzji. Teraz nie mam czasu na miłość.
Muszę chronić Paryż, a im bardziej zakochuję się w Ladybug, to coraz więcej
jestem zaślepiony jej osobą.
–
Powinieneś o nią walczyć. Ona nie wiedziała co mówi, widać, że cię kocha –
zaczyna Kwami.
– A nie
powinna – szepczę.
Na
twarzy mojego przyjaciela maluje się zdziwienie. No cóż, chyba nie spodziewał
się takiego wyznania.
– Jak
to?! – krzyczy.
– Ta
miłość jest zgubna. Wróg może ją wykorzystać, muszę zapomnieć. Może zawalczę o
Marinette.
– Ty
słyszysz co mówisz! Chcesz wykorzystać inną dziewczynę, by zapomnieć o drugiej!
Tego nie mógł powiedzieć Adrien, którego znam!
–
Zależy mi na niej – zaprzeczam.
– Ale
nie kochasz Adrien – oznajmia to, co prześladuję mnie od dawna.
Tak
zależy mi na Mari. Rozjaśniła moje życie, wywołała uśmiech. Może w pewnym sensie
zauroczyła mnie, ale kocham tylko Ladybug.
Nagle
rozlega się skrzypienie drzwi. Plagg szybko się chowa za zasłoną. Co tym razem
chce mój kuzyn? Naprawdę nie mam ochoty na rozmowę. Tylko nie dzisiaj. Jestem
zbyt przybity.
–Czego chcesz Charly? – pytam
niemrawo.
– Coś taki nie w sosie Adrienku,
wyglądasz jakby dziewczyna cię rzuciła.
Spoglądam na niego zszokowany.
Dlaczego on tymi swoim głupimi tekstami, musi trafić w sedno sprawy?
– Nie mam ochoty do rozmowy-
oznajmiam i rzucam się na kanapę.
– Matko Boska! Jesteś jakimś
wybrykiem natury w tej rodzinie. Masz na nazwisko Agreste, masz przystojną
buźkę jak przystało na Agreste, ale nie możesz zdobyć dziewczyny?! Serio mam
cię tego uczyć?
– Ona nie jest każdą.
– To trzeba znaleźć inną! Nie
ta to inna- oznajmia lekceważąco.
Nie mogę uwierzyć, że on to
wszystko mówi na poważnie. Wiem, że mój kuzyn jest strasznym flirciarzem, ale
żeby aż tak. Obdarzam go niezadowolonym
spojrzeniem.
– Kochałeś kiedyś?- pytam.
Jego twarz zmienia wyraz.
Najpierw wydaje się być zamyślony, potem smutny, a na końcu wściekły. Tyle
emocji. Może chodzi o jego rodziców? Nie powinienem tak wyskakiwać z miłością
przy osobie, która straciła niedawno rodzinę.
– Zapamiętaj młody, miłość jest
do bani. Im lepiej zapomnisz o tej dziewczynie tym lepiej, weź się za kogoś
innego. Wyleczysz się z tego.
On nie mówi o rodzicach. Charles
kocha kogoś. Albo kochał… Ktoś złamał mu serce. Znów mogę zobaczyć bardziej
ludzkie oblicze mojego kuzyna. On ma serce. Te jego wszystkie dziewczyny mają
leczyć. I na co dzień to chyba działa, przynajmniej mam taką nadzieję.
– Jaka jest ta nowa buda? –
zmienia temat.
No tak… Teraz będziemy chodzić do
tego samego liceum. Ja do klasy drugiej, a on do maturalnej (inny system
szkolnictwa niż w Polsce, 1 klasa to u nich druga, a trzecia to „terminale”).
Zapowiada się niezapomniane półrocze.
– Spodoba ci się- oznajmiam bez
przekonania.
– Dlaczego musiałem tu trafić?
Bez obrazy, ale twój ojczulek jest wkurzający. Cholerny sąd musiał mnie skazać
na mieszkanie w waszym domu do ukończenia liceum! Do jasnej cholery mam
osiemnaście lat! Powinienem móc decydować o sobie!
– Sam jesteś sobie winien.
Dobrze, że nie trafiłeś do poprawczaka za tą akcję. Sąd orzekł jak orzekł.
– A firma mojego ojca?! Mogę
liczyć na udziały dopiero po ukończeniu dwudziestu pięciu lat! Cholerny testament! Ojciec w istocie też był kochany. A ta akcja! Ile razy mam mówić, że
jestem niewinny!
Mój kuzyn cały czas to powtarza.
Nie żebym mu nie ufał, ale przyłapano go na gorącym uczynku. Próbował się
włamać do jakiegoś gościa. Nie wiem po co, nie wytłumaczył. Nie sądzę, żeby
chodziło o kasę. Forsy nigdy nie brakuje w rodzinie Agreste.
***
Właśnie
docieramy z Charlesem do szkoły. Oczywiście nie możemy tam się udać na własną
rękę. Ja się przyzwyczaiłem, ale Charly jest nieźle wkurzony. Nienawidzi
kontroli. To typowy wolny wilk. Zasady nigdy nie mają dla niego znaczenia.
Wysiadam
z auta. Idę z moim kuzynem w stronę szkoły. Nagle ktoś na mnie wpada. Ostatkiem
sił nie upadam wraz z… Marinette. Dlaczego tak prędko wybiegła ze szkoły? Łapię
jej dłoń. Widzę jej oczy. Ten piękny wzrok, który zwykle obdarza wszystko
ciepłem, tym razem jest wypełniony łzami. Bez namysłu tulę dziewczynę. Ona
bezwiednie ląduje w moich ramionach. Nie odwzajemnia uścisku. W końcu obejmuje
mnie w pasie. Czuję jak moja koszula staje się mokra. Mocniej ściskam
dziewczynę. Nienawidzę, gdy te piękne oczy płaczą. Tak bardzo chcę jej
szczęścia. To spojrzenie… Nikt nie ma tak
pięknego. Nagle w moich myślach pojawia się Ladybug. Ona ma takie oczy. Ten
wzrok, ciepło, uśmiech. One są tak podobne… Może dlatego tak bardzo mi na nich
zależy?
– Cii
już dobrze– uspokajam ją i głaszczę po lśniących włosach.
Nie
uspokaja jej to. Nie wiem co robić. Zerkam na kuzyna. On tylko uśmiecha się do
mnie z satysfakcją i kieruje się do szkoły.
Chwytam
Marinette za ramiona. Patrzę jej prosto w oczy.
– Co
się stało?- zadaje pytanie.
Wtedy
robi coś zaskakującego. Przykłada mi palec do ust i szepcze.
– Po
prostu bądź.
Czas na
decyzję. Już wiem… Będę. Charles ma rację, muszę dać temu związkowi szansę. Coś
czuję do Mari, może to nie jest jeszcze miłość, ale może w końcu odkocham się w Ladybug. Marinette mnie
potrzebuję, a ja zrobię wszystko, by była szczęśliwa. Zależy mi na niej i
zrobię wszystko, by naprawdę ją pokochać.
Wyjmuję
chusteczkę i ocieram jej łzy. Łapię jej rękę. Razem przekraczamy próg szkoły.
***
–Gdzie się wybierasz? – pyta
Plagg.
– Po Mari. Umówiłem się z nią na
spacer. Dobrze wyglądam?
Przeglądam
się w lustrze. Mam na sobie ulubione, czarne jeansy i białą koszulę w czarne,
cienkie paski. Wyglądam niezobowiązująco, chyba…
– Serio
mnie o to pytasz? – zadaje pytanie naburmuszony Kwami.
Ignoruję
go. Wychodzę z domu. Kieruję się w stronę domu Marinette. Dzwonię do
odpowiednich drzwi. W progu staje… anioł. To Mari! Wygląda przepięknie.
Dziewczyna wygląda olśniewająco w eleganckim czerwonym płaszczu i czarnych
rurkach, podkreślających jej długie nogi. Włosy, zwykle związane, rozpuściła i
falowaną kaskadą spływają po jej plecach.
–
Wyglądasz pięknie – szepczę.
Mari
rumieni się, dodaje jej to jednak tylko uroku. Chwytam jej dłoń. Idziemy w
stronę parku. Zaczynam rozmowę. Na początku dziewczyna odpowiada urywanymi
zdaniami, ale w końcu zaczyna mi mówić o swojej pasji. Tak projektowanie.
Obiecuje pokazać swoje szkice. Nagle rozlega się cicha melodia. To skrzypek
samotnie gra wśród drzew. Pociągam Mari bliżej siebie. Zatapiamy się w
spokojnej melodii i tańcu. Czuję coś w rodzaju deja vu. Jakbym już kiedyś z nią
tańczył. Spoglądam na twarz dziewczyny. Cieszę się, że jest szczęśliwa.
Zatapiam twarz w jej włosach. Tak cudownie pachną. Martwię się. Nadal nie znam
powodu jej płaczu sprzed dnia. Nagle
podnosi wzrok. Zatapiam się w jej fiołkowym spojrzeniu. Przybliżam się coraz
bardziej, niczym w transie. To znajome ciepło i te oczy przyciągają mnie. Nasze
usta się stykają. Znów to znajome uczucie. Znam dobrze smak tych warg. Ciepło
wypełnia mnie do głębi. Euforia ogarnia moje serce i nagle dziewczyna odrywa
się ode mnie. Znów ma łzy w oczach. Znów spieprzyłem sytuację. I co najgorsze
wiem skąd kojarzę te uczucia. Tak samo radowałem się obejmując Ladybug. Dlaczego
obie wywołują u mnie te same emocje?
–
Przepraszam- szepczę, tuląc ją w geście pocieszenia.
– To
nie twoja wina. Ja cię kocham.
Te
słowa dosłownie wdzierają się w moje serce. Ona mnie… kocha. Dawno nie
słyszałem tego słowa. Czy ja mogę jej powiedzieć to samo?
– Ale
ma mętlik w głowię, bo darzę uczuciami też kogoś innego. Ja nie mogę cię
oszukiwać.
Czy ona
czuje to co ja? Czuję, że ktoś może mnie zrozumieć. Mocniej przytulam
dziewczynę. Jestem szczęśliwy, że też mogę powiedzieć jej prawdę.
– Też
czuję coś do kogoś. Zależy mi na was dwóch. U niej nie mam szans.
– A ja
go nie chcę znać, mam ochotę go nienawidzić.
– Razem
damy radę. Spróbujemy to wytrwać. Razem, co ty na to?
Podniosła
wzrok. Uśmiecha się. Podaje mi dłoń. Ściskamy swoje ręce jako sojusznicy w
leczeniu złamanych serc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz