czwartek, 14 kwietnia 2016

Ladybug & Cat Noir: Rozdział 11

Charles:
            Adrien obejmuje nieprzytomną Ladybug. W jego oczach widzę łzy, a jego ciało trzęsie się w pełnym skruchy szlochu. Ostatnio widziałem go w takim stanie po odejściu jego matki. Ściskam pięści. Wzbiera we mnie złość i rozpacz. To jego wina. Znów ją tracę. Ile razy mam jeszcze patrzeć na cierpienie Blanci?! Potrząsam głową… To nie ona. Ladybug nie jest moją miłością, ale dlaczego moje serce tak na nią reaguje? Czuję, że jest przy mnie, kiedy walczę u boku paryskiej bohaterki. Co to znaczy? Czy ona może przynieść ukojenie mej zniszczonej duszy? Nie mogę pozwolić jej umrzeć. Drugi raz nie pozwolę jej odejść! Biegnę w stronę mojego kuzyna i Ladybug. Dalej trzyma ją w ramionach. Jest źle, ta rana nie jest zwyczajna. Bez namysłu wyrywam dziewczynę z rąk Adriena.
                – Ale – szepcze zaskoczony blondyn.
                – Już zrobiłeś wystarczająco! – krzyczę i oddalam się z Ladybug w przeciwnym kierunku.
                Pokonuję drogę do mistrza Fu, tylko on może jej teraz pomóc. Spoglądam na twarz dziewczyny. Jej twarz jest mokra od kropli potu, rana obficie krwawi i lśni jakimś dziwnym światłem. Zaczyna drżeć, majaczy. Czuję jej przerażenie. Coś jej się śni, niekoniecznie przyjemnego. Przyśpieszam. Dłonie dziewczyny zaciskają się na moich ramionach, jej paznokcie wbijają mi się w skórę. Jest przerażona.
                – To nie ja… To nie prawda – szepcze raz po raz.
                W końcu docieram pod drzwi Mistrza Fu. Bez dalszych ceregieli otwieram gwałtownie drzwi. Lekko zdezorientowany staruszek zagradza mi drogę.
– Co się stało? – pyta zaskoczony moją obecnością. Raczej nie odwiedzam go często. Dopiero po chwili przygląda się kogo trzymam na rękach.
– Ratuj ją!
– Połóż ją tam! – rozkazuje staruszek, wskazując na materac.
Kładę dziewczynę i cofam transformacje. Weiji będzie potrzebny Mistrzowi Fu. Nagle postać Ladybug się rozświetla. Właśnie cofa się jej przemiana. To nie możliwe… To Marinette, dziewczyna mojego kuzyna, no, prawie dziewczyna… To dlatego go uratowała! Ona go kocha. Moje serce przeszywa zimno. Ona darzy miłością mojego kuzyna. Ona mnie nie kocha… Ale dlaczego zależy mi tak bardzo na jej uczuciu? To nie Blanca. Dlaczego moje serce jest tak głupie?
Kwami dziewczyny ciężko opada obok Mari. Jej też udziela się choroba właścicielki. Mistrz Fu przynosi jakieś zioła, które rozgniata w moździerzu. Obok niego lata Greelf, który podpowiada staruszkowi co i jak.
– Musisz pomóc,  Charles!
Kiwam głową i podchodzę do Chińczyka. On podaje mi maść zrobioną z ziół i każe rozprowadzić po ranie dziewczyny.
– Potrzebuję mocy Weijiego. Wyślę dużą dawkę mocy Ladybug, ale to może być bardzo bolesne. Musisz trzymać jej ramiona i nie puszczać, choćby cię o to błagała.
Kiwam głową. Musimy się pospieszyć. Podchodzę do dziewczyny i zaczynam nakładać jej maść na ranę. Nadal coś mówi przez sen, jej twarz wykrzywiona jest w skarajnym strachu. Chciałbym móc ją wyrwać z tego stanu, pomóc, ale na razie jestem bezsilny. Po chwili stoi obok mnie przemieniony Mistrz Fu. Ma na sobie zielony strój Ninja. A już myślałem, że zamieni się w ogromnego żółwia.
– Jestem alfą – wypowiada dobrze znane mi zaklęcie, ale zamiast pojawienia się zgrai zwierząt, formuję się nad nami coś w rodzaju pancerza żółwia z czystej energii, a z jego strony spływa światło wprost na Mari.
Jej ciało wygięło się w łuk, by po chwili zacząć się trząść jak podczas napadu padaczki. Trzymam ją mocno. Zamykam oczy. Nie mogę patrzeć na jej twarz wykrzywioną w bólu. Z jej gardła wydobywa się krzyk, które raczej przypomina wycie konającej zwierzyny niż ludzki głos.
– Błagam! Zostawcie mnie! – krzyczy, tym razem wyraźnie.
Z bólem nie odpowiadam na jej prośbę. Mistrz Fu musi ją wyleczyć. W końcu otwieram oczy, by spojrzeć na jej ranę. Powoli się zrasta, jeszcze chwila. Musi wytrzymać. Jej Kwami się budzi. Zerka ze strachem to na mnie, to na starca. Sama jest jeszcze słaba, a żeby odzyskała siły, Mari musi wyzdrowieć. Wzmacniam uścisk. Teraz jest najgorzej. Dziewczyna dosłownie rzuca się po całym materacu, jednak stopniowo traci siły. Zmęczenie nie pozwala jej reagować na ból. Rana się goi. Gwałtownie nabiera oddechu, jakby ktoś od dłuższą chwilę ją dusił. Jej mięśnie napinają się, lecz po chwili traci wszystkie siły i opada bezwładnie. Mistrz Fu siada ciężko na fotelu. Jego przemiana się kończy. On i Weiji są wyczerpani, ale uratowali ją. Kwami dziewczyny podlatuje w naszą stronę.
– Co z nią będzie? – pyta piskliwym głosikiem.
– Najgorsze za nią. Wybudzi się za parę godzin. Wypada zadzwonić do jej rodziny.
Wyciągam jej telefon. Na szczęście nie ma ustawionego hasła. Wybieram numer do rodziców Mari. Po chwili słyszę męski głos.
                – Dzień Dobry, panie Dupain. Jestem Charles Agreste, przyjaciel Marinette. Robimy projekt szkolny z Mari i moim kuzynem Adrienem. Zajmie nam to trochę. Czy Marinette mogłaby u nas przenocować  jeśli to nie jest wielki problem? Teraz zasnęła i nie chcę jej budzić. Na pewno zadzwoni później.
                – No dobrze… Ale niech zadzwoni  – oznajmia mężczyzna.
                – Przekaże jej to. Do widzenia!
                Podchodzę do dziewczyny ze zwilżoną ściereczką. Delikatnie podwijam rękaw bluzy i wycieram krew  z rany, po której już nie było śladu. Z obawą spoglądam na jej twarz, która teraz wydaje się być pełna ulgi, jeszcze niedawno wykrzywiona w agonii. Wyciskam wodę do miski, a ciecz zabarwia się na szkarłat. Wypłukuję ściereczkę i mocno skręcam. Delikatnie ocieram twarz, na której widnieją kropelki potu. Delikatnie sunę po jej czole i policzkach. Jest taka delikatna, dlaczego los tak szybko ją doświadczył? Dlaczego Papillon, osoba, która na to zasługuje, nie wije się z bólu? Jeszcze kiedyś tak będzie! Wtedy ja będę stał nad nim i delektował się jego krzykiem. Zemszczę się za krzywdzenie bliskich mi osób!
***
                Cały czas czuwam przy nieprzytomnej. Czekam na choćby maleńki cień przebudzenia z jej strony. Ten moment uparcie nie następuje. W końcu czuję, jak jej ręka zaciska się na moim nadgarstku. Szybko odwracam się w jej stronę. Jej powieki uparcie walczą z uczuciem senności i światłem lampy, który razi jej oczy. Weiji chyba rozumie, bo podlatuje do wyłącznika i gasi światło. Dziewczyna próbuję podciągnąć się do góry za pomocą mojej ręki. Pomagam jej i obejmując jej plecy, ustawiam ją do pozycji siedzącej. Muszę ją trzymać, gdy na chwilę chciałem zabrać moje dłonie, prawie runęła z powrotem na materac. Do chorej podlatuje Tikki, tak przedstawiła się Kwami dziewczyny. Stworzonko mocno wtula się do swojej przyjaciółki.
                – Tak bardzo się martwiłam! – oznajmia wzruszona.
                Mari chce wykonać ruch i objąć Kwami, ale gdy tylko delikatnie rusza ramieniem jej ciało przeszywa ból. Delikatnie opuszczam ją na materac, to jeszcze nie pora na szarżowanie.
                – Pali – jąka.
                Nic nie mogę już na to poradzić. Jej mięśnie są wyczerpane z bólu. Odgarniam jej włosy z czoła.
                – Kim jesteś? – pyta Mari, jest na tyle ciemno, że ma prawo mnie nie widzieć. –Powiedz mi co z Adrienem? Jest cały?
                – Dlaczego się o niego martwisz?! To przez niego! – warczę, nadal jestem zły na kuzyna.
                – Dla niego zrobiłabym to drugi raz.
                Patrzę na nią z zaskoczeniem. Za co mój kuzyn zasłużył sobie na jej miłość? Przecież to idiota… Latał za inną dziewczyną, mając ideał przy sobie. A czym ja zasłużyłem sobie na miłość Blanci? Nadziany gówniarz, szastający pieniędzmi na szlugi i alkohol, zmieniający laski jak rękawiczki. Mimo to ona mnie kochała… Przynajmniej do czasu, gdy Papillon ją zniszczył. Mimowolnie ściskam pięści. Nagle czuję jej dotyk, dla niej pełen bólu, na mojej ściśniętej dłoni. Czyżby wyczuła mój stres?
                – Wszystko będzie dobrze – zapewnia.
                Śmieję się lekko, z tego co wiem, to ona jest ranna.
                – To ty jesteś ranna.
                – To tylko ciało Charles, ty masz ranną duszę.
                Tym razem nie jestem wstanie opanować zdziwienia. Domyśliła się z kim rozmawia i te słowa. Czuję, jakby ktoś poznał moje wnętrze, tak skrzętnie ukrywane przez miesiące. Nikt nie wiedział, kim jest Charles Agreste, a Marinette rozgryzła mnie jak pięciolatka. Zupełnie jak ona. Czyżby Bóg postawił mi na drodze Mari, by mnie wyzwolić, oczyścić moją duszę? Co to ma znaczyć?!
                – Czyli już wiesz, że jestem Ladybug? – pyta, zmieniając temat.
                Kiwam głową.
                – A ty, że jestem Alpha Wolf.
                – Jak mogłam się nie domyślić, oboje jesteście mega irytujący – śmieję się lekko.
                Robię urażoną minę. Lecz za chwilkę pochylam się nad nią i wprost w usta szepczę:
                – Ale ty to lubisz, Księżniczko.
                Dziewczyna rumieni się. Mogłaby być nawet zakonnicą, a i tak mój urok by na nią działał. Mari szybko poważnieje. Dochodzą do jej umysły wszystkie fakty. Wniosek jest tylko jeden.
                – Papillon wie o moim uczuciu do Adriena.
                Kiwam głową. Mimo że mój kuzyn mnie wkurzył, to teraz muszę dopilnować, by Marinette trzymała się od niego z daleka. Papillon będzie ją szantażował, jak niegdyś Madame Butterfly. Gdyby poznał tożsamość Ladybug, zrobiłby wszystko, by zniszczyć jej życie, a najlepsza do tego droga to śmierć bliskich.
                – Muszę się od niego trzymać z daleka. Powinnam ograniczyć kontakty z przyjaciółmi. Dla ich dobra… Pomożesz mi?
                – Mówisz, że chcesz stać się prawdziwą suką? Trafiłaś pod dobry adres. Sprawię, że Chloe przy tobie będzie aniołem – oznajmiam niechętnie. 

5 komentarzy:

  1. Świetna seria, czekam na kontynuacje;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, gratuluje świetnego opowiadania. Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy. Aktualnie to jedyny blog jaki znalazłam o miraculum, w którym akcja płynie w sam raz (wszystkie inne pędzą na łeb na szyję). Ogólnie czyta się przyjemnie i jestem Ci wdzięczna za opisy uczuć, których też mi w wielu innych opowiadaniach brakuje.

    Co do samej treści - JEST GENIALNIE! Cieszę się, że Adrien i Marinette (tak się pisze?) nie rzucili się sobie w ramiona już w pierwszym rozdziale ani nie odkryli prawdy o sobie. Mimo, że bardzo bym tego chciała to jednak byłoby to zbyt nudne ;) Czuję, że będę cierpieć razem z Adrienem jak Mari zacznie go odrzucać :( Powodzenia w dalszym pisaniu.
    ~Artemi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miły komentarz :*
      Kiedyś poznają prawdę, ale jak zauważyłaś, byłoby to zbyt nudne. Zresztą ja lubię niszczyć moi bohaterom życie :)
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Mega opowiadanie *-*
    Shiro:...
    A tobie co? O-o
    Shiro: Nic...
    Wracając do tematu...przeczytałam wszystkie rozdziały w niecałą godzinę (tak szybko czytam XD)^^
    Wczoraj zachwyciła mnie twoja miniaturka, dzisiaj normalne rozdziały :) Tylko szkoda, że nie ma dalszej części historii, tylko kolejne miniaturki ;-; Ale cóż i tak je przeczytam i skomentuje XD
    Shiro:...
    A tobie co jest dzisiaj? Zły dzień?
    Shiro: A żebyś wiedziała, że zły dzień. Później ci wszytko opowiem.
    Dob-rze :)
    Przesyłam masę weny, czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam ^-^
    Shiro: Również pozdrawiam i ślę wenę *na jego twarzy pojawia się lekki uśmiech*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz :) W wolnej chwili zajrzę do ciebie :)

      Usuń