Charles:
Adrien obejmuje nieprzytomną Ladybug.
W jego oczach widzę łzy, a jego ciało trzęsie się w pełnym skruchy szlochu.
Ostatnio widziałem go w takim stanie po odejściu jego matki. Ściskam pięści.
Wzbiera we mnie złość i rozpacz. To jego wina. Znów ją tracę. Ile razy mam
jeszcze patrzeć na cierpienie Blanci?! Potrząsam głową… To nie ona. Ladybug nie
jest moją miłością, ale dlaczego moje serce tak na nią reaguje? Czuję, że jest
przy mnie, kiedy walczę u boku paryskiej bohaterki. Co to znaczy? Czy ona może
przynieść ukojenie mej zniszczonej duszy? Nie mogę pozwolić jej umrzeć. Drugi raz
nie pozwolę jej odejść! Biegnę w stronę mojego kuzyna i Ladybug. Dalej trzyma
ją w ramionach. Jest źle, ta rana nie jest zwyczajna. Bez namysłu wyrywam
dziewczynę z rąk Adriena.
– Ale – szepcze zaskoczony
blondyn.
– Już
zrobiłeś wystarczająco! – krzyczę i oddalam się z Ladybug w przeciwnym
kierunku.
Pokonuję
drogę do mistrza Fu, tylko on może jej teraz pomóc. Spoglądam na twarz
dziewczyny. Jej twarz jest mokra od kropli potu, rana obficie krwawi i lśni
jakimś dziwnym światłem. Zaczyna drżeć, majaczy. Czuję jej przerażenie. Coś jej
się śni, niekoniecznie przyjemnego. Przyśpieszam. Dłonie dziewczyny zaciskają
się na moich ramionach, jej paznokcie wbijają mi się w skórę. Jest przerażona.
– To
nie ja… To nie prawda – szepcze raz po raz.
W końcu
docieram pod drzwi Mistrza Fu. Bez dalszych ceregieli otwieram gwałtownie
drzwi. Lekko zdezorientowany staruszek zagradza mi drogę.
– Co się stało? – pyta zaskoczony
moją obecnością. Raczej nie odwiedzam go często. Dopiero po chwili przygląda się
kogo trzymam na rękach.
– Ratuj ją!
– Połóż ją tam! – rozkazuje
staruszek, wskazując na materac.
Kładę dziewczynę i cofam
transformacje. Weiji będzie potrzebny Mistrzowi Fu. Nagle postać Ladybug się
rozświetla. Właśnie cofa się jej przemiana. To nie możliwe… To Marinette,
dziewczyna mojego kuzyna, no, prawie dziewczyna… To dlatego go uratowała! Ona
go kocha. Moje serce przeszywa zimno. Ona darzy miłością mojego kuzyna. Ona
mnie nie kocha… Ale dlaczego zależy mi tak bardzo na jej uczuciu? To nie
Blanca. Dlaczego moje serce jest tak głupie?
Kwami dziewczyny ciężko opada obok Mari. Jej też udziela się
choroba właścicielki. Mistrz Fu przynosi jakieś zioła, które rozgniata w
moździerzu. Obok niego lata Greelf, który podpowiada staruszkowi co i jak.
– Musisz pomóc, Charles!
Kiwam głową i podchodzę do
Chińczyka. On podaje mi maść zrobioną z ziół i każe rozprowadzić po ranie
dziewczyny.
– Potrzebuję mocy Weijiego. Wyślę
dużą dawkę mocy Ladybug, ale to może być bardzo bolesne. Musisz trzymać jej
ramiona i nie puszczać, choćby cię o to błagała.
Kiwam głową. Musimy się
pospieszyć. Podchodzę do dziewczyny i zaczynam nakładać jej maść na ranę. Nadal
coś mówi przez sen, jej twarz wykrzywiona jest w skarajnym strachu. Chciałbym móc ją
wyrwać z tego stanu, pomóc, ale na razie jestem bezsilny. Po chwili stoi obok
mnie przemieniony Mistrz Fu. Ma na sobie zielony strój Ninja. A już myślałem,
że zamieni się w ogromnego żółwia.
– Jestem alfą – wypowiada dobrze
znane mi zaklęcie, ale zamiast pojawienia się zgrai zwierząt, formuję się nad
nami coś w rodzaju pancerza żółwia z czystej energii, a z jego strony spływa
światło wprost na Mari.
Jej ciało wygięło się w łuk, by
po chwili zacząć się trząść jak podczas napadu padaczki. Trzymam ją mocno.
Zamykam oczy. Nie mogę patrzeć na jej twarz wykrzywioną w bólu. Z jej gardła
wydobywa się krzyk, które raczej przypomina wycie konającej zwierzyny niż
ludzki głos.
– Błagam! Zostawcie mnie! –
krzyczy, tym razem wyraźnie.
Z bólem nie odpowiadam na jej
prośbę. Mistrz Fu musi ją wyleczyć. W końcu otwieram oczy, by spojrzeć na jej
ranę. Powoli się zrasta, jeszcze chwila. Musi wytrzymać. Jej Kwami się budzi.
Zerka ze strachem to na mnie, to na starca. Sama jest jeszcze słaba, a żeby
odzyskała siły, Mari musi wyzdrowieć. Wzmacniam uścisk. Teraz jest najgorzej.
Dziewczyna dosłownie rzuca się po całym materacu, jednak stopniowo traci siły.
Zmęczenie nie pozwala jej reagować na ból. Rana się goi. Gwałtownie nabiera
oddechu, jakby ktoś od dłuższą chwilę ją dusił. Jej mięśnie napinają się, lecz
po chwili traci wszystkie siły i opada bezwładnie. Mistrz Fu siada ciężko na fotelu.
Jego przemiana się kończy. On i Weiji są wyczerpani, ale uratowali ją. Kwami
dziewczyny podlatuje w naszą stronę.
– Co z nią będzie? – pyta
piskliwym głosikiem.
– Najgorsze za nią. Wybudzi się
za parę godzin. Wypada zadzwonić do jej rodziny.
Wyciągam jej telefon. Na
szczęście nie ma ustawionego hasła. Wybieram numer do rodziców Mari. Po chwili
słyszę męski głos.
– Dzień
Dobry, panie Dupain. Jestem Charles Agreste, przyjaciel Marinette. Robimy
projekt szkolny z Mari i moim kuzynem Adrienem. Zajmie nam to trochę. Czy Marinette mogłaby u nas przenocować jeśli to nie jest wielki problem? Teraz
zasnęła i nie chcę jej budzić. Na pewno zadzwoni później.
– No
dobrze… Ale niech zadzwoni – oznajmia
mężczyzna.
–
Przekaże jej to. Do widzenia!
Podchodzę
do dziewczyny ze zwilżoną ściereczką. Delikatnie podwijam rękaw bluzy i
wycieram krew z rany, po której już nie
było śladu. Z obawą spoglądam na jej twarz, która teraz wydaje się być pełna
ulgi, jeszcze niedawno wykrzywiona w agonii. Wyciskam wodę do miski, a ciecz
zabarwia się na szkarłat. Wypłukuję ściereczkę i mocno skręcam. Delikatnie
ocieram twarz, na której widnieją kropelki potu. Delikatnie sunę po jej czole i
policzkach. Jest taka delikatna, dlaczego los tak szybko ją doświadczył?
Dlaczego Papillon, osoba, która na to zasługuje, nie wije się z bólu? Jeszcze
kiedyś tak będzie! Wtedy ja będę stał nad nim i delektował się jego krzykiem.
Zemszczę się za krzywdzenie bliskich mi osób!
***
Cały
czas czuwam przy nieprzytomnej. Czekam na choćby maleńki cień przebudzenia z
jej strony. Ten moment uparcie nie następuje. W końcu czuję, jak jej ręka
zaciska się na moim nadgarstku. Szybko odwracam się w jej stronę. Jej powieki
uparcie walczą z uczuciem senności i światłem lampy, który razi jej oczy. Weiji
chyba rozumie, bo podlatuje do wyłącznika i gasi światło. Dziewczyna próbuję
podciągnąć się do góry za pomocą mojej ręki. Pomagam jej i obejmując jej plecy,
ustawiam ją do pozycji siedzącej. Muszę ją trzymać, gdy na chwilę chciałem
zabrać moje dłonie, prawie runęła z powrotem na materac. Do chorej podlatuje
Tikki, tak przedstawiła się Kwami dziewczyny. Stworzonko mocno wtula się do
swojej przyjaciółki.
– Tak
bardzo się martwiłam! – oznajmia wzruszona.
Mari
chce wykonać ruch i objąć Kwami, ale gdy tylko delikatnie rusza ramieniem jej
ciało przeszywa ból. Delikatnie opuszczam ją na materac, to jeszcze nie pora na
szarżowanie.
– Pali
– jąka.
Nic nie
mogę już na to poradzić. Jej mięśnie są wyczerpane z bólu. Odgarniam jej włosy
z czoła.
– Kim
jesteś? – pyta Mari, jest na tyle ciemno, że ma prawo mnie nie widzieć. –Powiedz
mi co z Adrienem? Jest cały?
–
Dlaczego się o niego martwisz?! To przez niego! – warczę, nadal jestem zły na
kuzyna.
– Dla niego zrobiłabym to drugi raz.
Patrzę
na nią z zaskoczeniem. Za co mój kuzyn zasłużył sobie na jej miłość? Przecież
to idiota… Latał za inną dziewczyną, mając ideał przy sobie. A czym ja
zasłużyłem sobie na miłość Blanci? Nadziany gówniarz, szastający pieniędzmi na
szlugi i alkohol, zmieniający laski jak rękawiczki. Mimo to ona mnie kochała…
Przynajmniej do czasu, gdy Papillon ją zniszczył. Mimowolnie ściskam pięści.
Nagle czuję jej dotyk, dla niej pełen bólu, na mojej ściśniętej dłoni. Czyżby
wyczuła mój stres?
– Wszystko
będzie dobrze – zapewnia.
Śmieję
się lekko, z tego co wiem, to ona jest ranna.
– To ty
jesteś ranna.
– To
tylko ciało Charles, ty masz ranną duszę.
Tym
razem nie jestem wstanie opanować zdziwienia. Domyśliła się z kim rozmawia i te
słowa. Czuję, jakby ktoś poznał moje wnętrze, tak skrzętnie ukrywane przez
miesiące. Nikt nie wiedział, kim jest Charles Agreste, a Marinette rozgryzła mnie
jak pięciolatka. Zupełnie jak ona. Czyżby Bóg postawił mi na drodze Mari, by
mnie wyzwolić, oczyścić moją duszę? Co to ma znaczyć?!
– Czyli
już wiesz, że jestem Ladybug? – pyta, zmieniając temat.
Kiwam
głową.
– A ty,
że jestem Alpha Wolf.
– Jak
mogłam się nie domyślić, oboje jesteście mega irytujący – śmieję się lekko.
Robię
urażoną minę. Lecz za chwilkę pochylam się nad nią i wprost w usta szepczę:
– Ale ty
to lubisz, Księżniczko.
Dziewczyna
rumieni się. Mogłaby być nawet zakonnicą, a i tak mój urok by na nią działał.
Mari szybko poważnieje. Dochodzą do jej umysły wszystkie fakty. Wniosek jest
tylko jeden.
–
Papillon wie o moim uczuciu do Adriena.
Kiwam
głową. Mimo że mój kuzyn mnie wkurzył, to teraz muszę dopilnować, by Marinette
trzymała się od niego z daleka. Papillon będzie ją szantażował, jak niegdyś
Madame Butterfly. Gdyby poznał tożsamość Ladybug, zrobiłby wszystko, by
zniszczyć jej życie, a najlepsza do tego droga to śmierć bliskich.
– Muszę
się od niego trzymać z daleka. Powinnam ograniczyć kontakty z przyjaciółmi. Dla
ich dobra… Pomożesz mi?
–
Mówisz, że chcesz stać się prawdziwą suką? Trafiłaś pod dobry adres. Sprawię,
że Chloe przy tobie będzie aniołem – oznajmiam niechętnie.
Świetna seria, czekam na kontynuacje;)
OdpowiedzUsuńWow, gratuluje świetnego opowiadania. Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy. Aktualnie to jedyny blog jaki znalazłam o miraculum, w którym akcja płynie w sam raz (wszystkie inne pędzą na łeb na szyję). Ogólnie czyta się przyjemnie i jestem Ci wdzięczna za opisy uczuć, których też mi w wielu innych opowiadaniach brakuje.
OdpowiedzUsuńCo do samej treści - JEST GENIALNIE! Cieszę się, że Adrien i Marinette (tak się pisze?) nie rzucili się sobie w ramiona już w pierwszym rozdziale ani nie odkryli prawdy o sobie. Mimo, że bardzo bym tego chciała to jednak byłoby to zbyt nudne ;) Czuję, że będę cierpieć razem z Adrienem jak Mari zacznie go odrzucać :( Powodzenia w dalszym pisaniu.
~Artemi
Dziękuję za miły komentarz :*
UsuńKiedyś poznają prawdę, ale jak zauważyłaś, byłoby to zbyt nudne. Zresztą ja lubię niszczyć moi bohaterom życie :)
Pozdrawiam
Mega opowiadanie *-*
OdpowiedzUsuńShiro:...
A tobie co? O-o
Shiro: Nic...
Wracając do tematu...przeczytałam wszystkie rozdziały w niecałą godzinę (tak szybko czytam XD)^^
Wczoraj zachwyciła mnie twoja miniaturka, dzisiaj normalne rozdziały :) Tylko szkoda, że nie ma dalszej części historii, tylko kolejne miniaturki ;-; Ale cóż i tak je przeczytam i skomentuje XD
Shiro:...
A tobie co jest dzisiaj? Zły dzień?
Shiro: A żebyś wiedziała, że zły dzień. Później ci wszytko opowiem.
Dob-rze :)
Przesyłam masę weny, czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam ^-^
Shiro: Również pozdrawiam i ślę wenę *na jego twarzy pojawia się lekki uśmiech*
Dziękuję za komentarz :) W wolnej chwili zajrzę do ciebie :)
Usuń