niedziela, 10 kwietnia 2016

Ladybug & Cat Noir: Rozdział 1

 Adrien spoglądał ze smutkiem na widok za oknem. Pierwszy śnieg... Płatki białego puchu delikatnie tańczyły na wietrze, by za chwilę pokryć ziemię śnieżnym dywanem. Kiedyś lubił taką pogodę. Pamiętał jak wybiegał z pokoju wprost do sypialni rodziców. Potem wychodzili razem na dwór, lepili bałwana. Przeważnie wracali cali mokrzy, ale bardzo szczęśliwi. Mama zawsze wtedy robiła gorącą czekoladę. Nikt nie potrafił zrobić lepszej. Jak bardzo byli szczęśliwi... Do czasu... Właśnie w taką zimową pogodę ostatni raz widział matkę. To wtedy na zawsze stracił kochaną mamę, radosny dom i uśmiech ojca. Zniknęła... A wraz z nią cała radość rodziny Agreste.

Blondyn na to wspomnienie pokręcił tylko głową. To nie był najlepszy czas na tego typu rozpamiętywanie. Jutro wigilia. Chciał coś zmienić. Miał nadzieję, że ojciec nie będzie pracował w święta. Nienawidził tego. Jego tata ostatnimi czasy nic innego nie robił. Westchnął ciężko. Chłopak ruszył w stronę jadalni, gdzie miał zjeść kolejne samotne śniadanie. Wolnym krokiem zszedł po schodach. To co zobaczył, wprawiło go w osłupienie, graniczące ze skrajnym szczęściem. Jego ojciec zajmował jedno z miejsc i najwyraźniej czekał na niego. Zielonookiego nie zniechęciła nawet kamienna mina ojca. Pierwszy raz od dawna ojciec w ogóle jadł z nim jakikolwiek posiłek. 

 – Bonjour, ojcze!

Rodzic blondyna tylko nieznacznie skinął głową i wskazał ręką na miejsce obok. Model posłusznie wykonał niemy rozkaz taty. Lekko skrępowany zaczął smarować kanapkę dżemem. Napięcie było wręcz namacalne, a ojciec chłopaka nie wiedział, jak rozpocząć rozmowę.

–Muszę wyjechać na tydzień do Tokio – zaczął lekko niepewnie pan Agreste.

Zapadła cisza. Blondyn poczuł, jak jego posiłek utkwił mu w gardle. Chwilkę mu zajęło zrozumienie absurdalnych słów ojca.

–Wyjedziesz po świętach? Prawda? – spytał z nadzieją w głosie nastolatek.

Gabriel przecząco pokręcił głową.

–Ale przecież to święta! –krzyknął oburzony Adrien.

–Teraz tego nie rozumiesz, ale jak będziesz dorosły i przejmiesz firmę, będziesz wiedział, co jest priorytetem! Nathalie z tobą zostanie. 

–Nie, nigdy tego nie zrozumiem! Nathalie nie będzie zastępować ciebie, daj jej urlop na święta, ma własną rodzinę! Daj mi i jej święty spokój! Mama nigdy by na to nie pozwoliła! –wykrzyczał Adrien i szybko opuścił jadalnie.

Za sobą  słyszał jeszcze krzyki ojca. Nigdy nie podnosił na niego głosu i przede wszystkim nie wspominał o mamie. Przez chwilę miał ochotę pójść do taty i go przeprosić, ale nie... W głębi serca miał nadzieję, że to co mu powiedział do niego dotrze. Mimo wszystko chłopak kochał swojego rodzica. Mimo wszystko... Chłopak wziął w ręce pierwszą lepszą kurtkę, gdy usłyszał głos spikerki dochodzący z salonu. Pośpiesznie wszedł do pomieszczenia. 

–Całe miasto sparaliżowane. Ludzie masowo trafiają do szpitali, użądleni przez te oto dziwne insekty - powiedziała, a na ekranie pojawił się owad, który wyglądał jak osa, ale skrzydła miał motyla. - Za tę masakrę odpowiada kobieta, która nazwała się Lady Butterfly. –Teraz na ekranie Adrien zobaczył może piętnastoletnią dziewczynę o długich, rudych włosach. Wyglądała, jakby ją wyjęto z kolorowej animacji o wróżkach i wklejono do niewłaściwego obrazka. No cóż, widok nastolatki ze skrzydłami motyla i w różowym wdzianku, trochę się gryzł z tłem zniszczonego miasta. –Pojawiło się nawet wojsko, któremu pomaga niezastąpiona Ladybug. O dziwo brakuje naszego drugiego obrońcy. Gdzie jest Cat Noir? Czyżby to koniec wspaniałego duetu?!

 Blondyn ostatni raz spojrzał na ekran. Wbiegł do swojego pokoju i wykonał transformację. Szybko wspiął się na parapet i skoczył z okna. Wylądował tuż przed postacią bohaterki. Chłopak puścił do niej oko. Niestety dziewczynie nie było do żartów. Popatrzyła na niego z dozą skargi i strachu. Pociągnęła go za sobą i dalej biegła co sił w nogach.

–Co tak długo?! –wysapała, musiała już biec naprawdę długo.

Chłopak spojrzał na nią zdziwiony. Zignorował jej pytanie i zaczął się zastanawiać dlaczego uciekają, przed czym?

–To przed czym My Lady ucieka?

–Nie żeby co, Kocurku, ale spójrz za siebie – oznajmiła przesłodzonym głosem. 

Chłopak odwrócił głowę, za nimi leciała chmara tych zmutowanych os czy motyli. Tym razem nie dziwiła go ucieczka, ani trochę. Biegli dalej. 

–Nie możemy uciekać w nieskończoność! –mruknął chłopak.

            –Jakieś pomysły? –odparła wściekle Ladybug.

Blondyn rozejrzał się dookoła. Widział, że wraz z tą chmarą owadów leciała ta ruda "wróżka" od siedmiu boleści. Nagle zobaczył, że nad nimi rozciąga się parapet, a na nim położona była doniczka. Super złoczyńca nadlatywał. To była ich szansa. Chłopak, ku zdziwieniu bohaterki, wspiął się na parapet i sięgnął po kwiatka. Dopiero teraz czarnowłosa domyśliła się planu Kocura. Uśmiechnęła się z aprobatą, co nie umknęło uwadze bohatera. Po chwili doniczka wylądowała na głowie rudej, a wszystkie jej owady dosłownie padły na ziemię, tworząc kolorową plamę. Cat Noir podszedł do nieprzytomnej i wziął jej pendrive’a, którego rozgniótł butem. Nastolatka wiedziała, co dalej zrobić. Akuma została oczyszczona. 

                Ta akcja, o dziwo, odbyła się bez zużycia dużej ilości mocy. Ladybug naprawdę zdziwiła dzisiejsza doza opanowanie ze strony Kota. To raczej ona była zawsze mózgiem operacji. Spojrzała na niego podejrzliwie. Faktycznie, jego twarz wyrażała emocje sprzeczne z naturą jej partnera. Widok smutnego blondyna potrafił naprawdę zepsuć nastrój i szczęście ze zwycięstwa. W końcu zdecydowała. Nie mogła tak tego zostawić. Idiota czy nie - to jej przyjaciel.

            –Oboje mamy dużo energii – zaczęła, lekko się jąkając. Ścisnęła pięści. – Może chcesz pogadać? Przejdziemy się? - wypaliła.

Chłopak popatrzył na nią zdziwiony, ale po chwili na jego ustach pojawił się ten znany mediom i bohaterce uśmieszek flirciarza. 

–Czy właśnie jestem tym szczęśliwcem i to właśnie mnie wspaniała Ladybug zaprasza na randkę?

–Nie myśl sobie za dużo, Dachowcu. Ja nigdy nie był... To znaczy nie chodzę na randki!

Cat Noir spojrzał na nią zdziwiony. Dziewczyna raczej wydawała mu się bardzo towarzyska i przede wszystkim piękna. Zdziwił się, że nigdy nie była na randce, bo raczej to wynikało z jej wypowiedzi. 

–Serio nigdy nie byłaś na randce?

                Przez chwilę policzki dziewczyny przybrały odcień jej kostiumu. W sumie parę sytuacji mogła by nazwać prawie randkami. Niestety nie miała szczęścia w miłości. Ona kocha tylko Adriena, przy którym nawet nie potrafi być sobą. Do tego dochodzi Nathanaël, jej były prześladowca, przed którym "uratował ją" Kocur. Poważną rozmowę z zakochanym w niej chłopakiem odkłada co chwilę. Powinna w końcu odważyć się z nim porozmawiać na ten temat. Na koniec Nino... Naprawdę nie wiedziała, że się w niej podkochuje. Na szczęście zrozumiał, że on i Alya są dla siebie stworzeni. Więc podsumowując - życie miłosne Marinette było fatalne. Czasem była na siebie zła, że nie może spróbować żyć bez Adriena. Dać szansę Kocurowi... On ją przynajmniej docenia. Może w końcu by zapomniała. Szczerze w to wątpiła. Naprawdę kochała Adriena... Może w końcu będzie na tyle odważna, że wszystko mu wyzna. 

–Wiesz, nie mam szczęścia z facetami... –wyjąkała bez namysłu. – Pokochałam niewłaściwą osobę i jakbym tylko mogła... Zmieniłabym obiekt zainteresowania –dokończyła z trudem.

Chłopak spojrzał na partnerkę. Nie mógł uwierzyć, że ta wielka i rozsądna Ladybug ma tak normalne problemy i to całkiem podobne do jego własnych. On też beznadziejnie kochał tylko ją. A ona... Nawet tego nie zauważała. W tym momencie pragnął tylko, by się uśmiechnęła. Przynajmniej się przyjaźnili... To na razie mu wystarczyło. Cat Noir delikatnie objął dziewczynę. Bohaterka utonęła w jego ramionach. Tak bardzo chciała kochać swojego partnera. Zaufać mu w stu procentach. Walczyć ramię w ramię, dzielić się sekretami i darzyć miłością. Dlaczego jej serce jest tak głupie?! Chociaż czasami się zastanawiała, czy Kocur traktował ją poważnie. Czasami miała wrażenie, że zależy mu tylko na poderwaniu jej, jednak zawsze udowadniał, że zrobiłby dla niej wszystko. Tak jak ona dla Adriena. 

– Ale przestańmy o mnie! - powiedziała, delikatnie odsuwając się od nastolatka. –To ty miałeś się spowiadać, Kotek – powiedziała, delikatnie się śmiejąc.

–Mam problemy z ojcem. Bardzo się zmienił. Znosiłem to jakoś, ale dziś powiedział mi, że wyjeżdża służbowo na święta. 

Ladybug tylko chwyciła jego dłoń. Szli w milczeniu. Nie była to jednak uciążliwa cisza. Oczyściła ona ich myśli i serca, ich współpraca się umocniła. Wiedzieli, że mogą na sobie polegać w stu procentach. Stali się prawdziwymi przyjaciółmi...
                W domu Dupain-Cheng panował niezwykły gwar. Zawsze przed wigilią całą rodziną spędzali czas na przygotowywaniu wieczerzy i wypiekaniu ciastek. Wszystkie pomieszczenia wypełniał zapach słodyczy.

–Mari, mam do ciebie prośbę. Zrobiłam ciastka dla Charlotte, mogłabyś je jej dostarczyć? –zapytała gospodyni.

Nastolatka tylko się uśmiechnęła i wzięła paczkę od swojej rodzicielki. Jest wigilia, a przyjaciółka mamy na pewno się ucieszy na widok wypieków.

                Dziewczyna szybkim krokiem ruszyła w stronę odpowiedniego domu. Było to około dwudziestu minut od piekarni rodziców Marinette. Przechodząc przez, park usłyszała ciche pochlipywanie. Ruszyła w stronę dźwięku. Na samotnej ławeczce siedziała około sześcioletnia dziewczynka. Jej zielone oczy błyszczały od nadmiaru łez. Czarnowłosa oczywiście podeszła do dziecka.
–Cześć, jestem Marinette! A ty? –zaczęła.

–Caroline – powiedziała przez łzy.

–Dlaczego płaczesz? 

–Zgubiłam mamę. Ja nie chciałam... Mamusia mówiła, żebym... Nie puszczała jej... ręki – mówiła dziewczynka, co chwilę przerywając głośnym płaczem.

–Nie martw się, na pewno jakoś ją znajdziemy.

Nastolatka bez namysłu wyjęła dużego pierniczka w kształcie choinki i dała dziewczynce, która uśmiechając się przez łzy, zaczęła jeść słodkość. Niebieskooka musiała jej pomóc. Biedne dziecko, takie nieszczęście w wigilie.

–Masz numer telefonu do mamy?

Pokręciła głową.

–A pamiętasz swój adres?

– Tak! –krzyknęła radośnie. 

 Na jej nieszczęście dziewczyna wypowiedziała nazwę ulicy, o której Mari nie miała pojęcia. Oczywiście nie okazała zdenerwowania przy dziewczynce, nie mogła jej dodać stresu.


Nagle Marinette usłyszała jakiś szelest. Przestraszyła się. Ktoś się najwyraźniej skradał. Bez namysłu, jednym precyzyjnym kopnięciem powaliła natręta. Trudno sobie wyobrazić, jak dziewczyna musiała być zażenowana tym, że znokautowała chłopaka swoich marzeń. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz