~Marinette~
Coraz
bardziej zastanawiałam się, czy dobrym pomysłem jest pójście na bal. Bałam się
spotkania z Kotem. Nie sądziłam, że prawie po roku czasu będę musiała mu
opowiedzieć o tamtej, walentynkowej akcji. Co niby miałam mu powiedzieć? Znając
Kota, od razu zarzuci mnie tymi swoimi tekstami w stylu „zawsze wiedziałem, że
na mnie lecisz”, „nie musiałaś się na mnie tak rzucać” itp. Irytujący, głupi
Kocur!
Martwiła
mnie jeszcze jedna sprawa. Nigdy nie zauważyłam tego fotografa. Czuję się
niekomfortowo z tym, że ktoś nas śledzi. Przecież nikt nie może dowiedzieć się
o mojej tożsamości. Muszę jak najszybciej dowiedzieć się, kto wykonał te
zdjęcia i jakim sposobem zrobił je z tak niewielkiej odległości… Westchnęłam,
miałam tego dość!
– Mari… Wiem, że ci ciężko, ale już dawno powinnaś
porozmawiać z Kotem! Uważam, że nie powinniście mieć przed sobą tajemnic,
musicie ze sobą ściśle współpracować –
wtrąciła Tikki.
– Czy ty sugerujesz wyjawienie Kocurowi mojej tajemnicy? – zapytałam zirytowana. – Wystarczy mi, że jest nachalny
dla Ladybug! Nie chcę go znosić jako Marinette! – warknęłam.
Usiadłam
na łóżku. Musiałam zająć się szyciem sukienki na sylwestra. Nabrałam głębokiego
wdechu. Czy na pewno to co powiedziałam Tikki jest prawdą? Nawet nie wiem,
kiedy przywykłam do zaczepek tego głupiego Dachowca. I, co najgorsze, zaczęłam
go nawet za to lubić. Wyjęłam zeszyt z projektami. Suknia była śliczna.
Czerwona, prosta, długa aż do ziemi. U góry, na jej środku narysowałam okrągłą
czerwoną broszkę na kokardzie o tym samym wzorze. Dół będzie dwu warstwowy.
Przednia, półprzezroczysta czerwona będzie delikatnie zakrywać materiał
pierwszy w duże, czarne kropki. I oczywiście tradycyjna maska Ladybug.
Uśmiechnęłam się. To jeden z moich ulubionych projektów. Poczułam coś, a raczej
kogoś na moim ramieniu. Tikki zerknęła, wyłaniając się spod moich włosów.
- Śliczna – oceniła. – Mari… Ja… Przepraszam, nie powinnam na ciebie naciskać.
Uśmiechnęłam
się do niej. Przecież ani przez chwilę nie gniewałam się na moją Kwami.
Kochałam ją… Naprawdę, jak siostrę. Czułam, że będzie mnie zawsze wspierać. Na
dobre i na złe… Razem… Nie ona i Ladybug, tylko Tikki i Marinette. Ona jako
jedyna znała wszystkie tajemnice i jako jedyna nie rozróżniła mnie i Ladybug.
Dla niej była tylko Marinette. Wzięłam ją delikatnie na ręce i przytuliłam.
– Nie, nie przepraszaj. Masz rację… Wiem, że nie jestem
Ladybug, na jaką liczyłaś. Wiesz, z natury jestem strasznym tchórzem – mówiłam, nie zważając na łzy,
które powoli ciekły po moich policzkach – Sama siebie okłamuje. Cały czas. To nie prawda, że Kocur
mnie irytuje. Lubię go i to bardzo… Ale boję się… Tak bardzo boję się, że jak
wyjawię mu prawdę, moje życie jako Marinette się skończy. Oszukuję tylu ludzi i
w sumie dobrze mi z tym, że tylko ty znasz prawdę. Na razie nie jestem gotowa.
Wiem, że kiedyś będę musiała poważnie porozmawiać z Kotem, ale na razie… Muszę
zaczekać. Przepraszam, Tikki.
Istotka
tylko mocniej wtuliła się w moje ciało. Po chwili oderwała się i z uśmiechem
podała mi chusteczkę.
– Jesteś najlepszą Ladybug, jaką mogłam znaleźć. Jesteś
wyjątkowa, Mari. Bardzo cię kocham i szanuję każdą twoją decyzję.
Wtuliłam
się ponownie w Tikki. Może nie byłam idealna, miałam tajemnice przed bliskimi,
nie radziłam sobie z własnymi uczuciami, ale będę coraz lepsza. Może gdy kiedyś
dowiedzą się, że ich oszukiwałam, będą mieć żal… Ale tak jest lepiej… Ochronię
ich! Choćby mieli mnie na zawsze znienawidzić!
Otarłam
ostatnie łzy. Wyjęłam z szafki zakupione materiały i podeszłam do maszyny do
szycia. Jeśli chciałam zdążyć na bal, musiałam się pośpieszyć.
~Adrien~
Nadszedł dzień 31 grudnia. Przejrzałem
się w lustrze. Tata kazał mi ubrać jeden z tych jego smokingów. Musiał się
oczywiście pokazać na sylwestra. Udowodnić, że jest wspaniałym ojcem. Może
nawet obejmie mnie ramieniem. Oślepi nas blask fleszy. A jutro? Otworzę jakąkolwiek gazetę i zobaczę relację z balu sylwestrowego ze swoim zdjęciem wraz z ojcem i podpisem „Znany projektant ze
swoim synem Adrienem. Relacja ojca z dzieckiem w rodzinie Agreste”. Ścisnąłem pięści. Ojciec był idealnym aktorem. Te parę razy do roku potrafił grać
idealnego rodzica. Cieszyłem się, że o dziesiątej będę mógł wyrwać się z tego
przyjęcia, a raczej przebrać się w inny garnitur, ubrać maskę i tańczyć całą
noc z Ladybug.
No
właśnie - ona… Teraz nie dam jej się wywinąć. Musi mi wszystko wytłumaczyć.
Dlaczego ona mnie całowała i, co najgorsze, dlaczego tego nie pamiętam?
Oddałbym wszystko, by ponownie poznać smak jej ust, albo chociaż pamiętać nasz
pierwszy pocałunek… Czy ona też coś do
mnie czuje? Przecież nie całuje się kogoś, kogo się nie kocha…
I co,
do cholery, jest ze mną nie tak? Marinette nie daje mi spokoju! Znów widziałem
ją śpiącą na moich kolanach i nie wiem dlaczego, ale chciałbym, żeby przy mnie
była. Sam gubiłem się we własnych uczuciach. Wiem na pewno kocham Ladybug, ale
co czuję do Mari? Czym jest to ciepło, gdy jest obok? I dlaczego w jej
obecności czuję się podobnie jak przy mojej Księżniczce?
– Wszystko w porządku, Adrien? – o dziwo zainteresował się moim stanem Plagg.
Westchnąłem.
Przyjaźniłem się z moim Kwami, ale często mnie irytował. Nie potrafił zrozumieć
mojego uczucia do Ladybug. Cały czas mi mówił, żebym skorzystał z sytuacji i
umówił się z kimś z klasy.
– Pogubiłem się, Plagg… Chciałbym na chwilę zapomnieć o
Ladybug i spróbować z kimś innym, ale nie potrafię…
– Jesteś dziwny! Ta cała Marinette wzdycha na twój…
– Co ty mówisz?! –
przerwałem mu wkurzony.
Czy on
próbował mi wmówić, że Mari się we mnie podkochuje? Przecież unikała mnie
prawie cały czas w szkole! To nie możliwe.
– Serio jesteś tępy, Adrien – mruknął Kwami. –
Ona się w tobie kocha od kilku lat! Zrobi dla ciebie wszystko, a ty tego nie
zauważasz. Biedna dziewczyna, pewnie płacze co noc przez to twoje
lekceważenie – mruknął od niechcenia.
Spojrzałem
na niego zdziwiony. Czyżby naprawdę Marinette się we mnie kochała? Pokręciłem
głową. Zapytam Nino. Chodzi z Alyą, musi coś wiedzieć. Nagle usłyszałem pukanie
do drzwi. Odparłem ciche „proszę”, a w nich ukazała mi się postać Nathalie.
– Pośpiesz się! Pan Agreste czeka na ciebie w limuzynie.
Nabrałem
głębokiego wdechu. Uśmiechnąłem się do lustra, jakbym sam chciał siebie
przekonać, że będzie dobrze. Jednak to nie wystarczy. Może przekonam Francję,
ale siebie… Nigdy.
~Marinette~
Tikki
pomagała mi się przygotować. Naprawdę się na tym znała. Pomagała mi z
makijażem, z którym nie miałam za wiele do czynienia. Spojrzałam na efekt
końcowy. Nie mogłam uwierzyć.
– To ja? –
wyjąkałam.
W
lustrze spoglądała na mnie piękność w mojej kreacji, która, szczerze
powiedziawszy, idealnie podkreślała kobiece walory dziewczyny z lustra. Miała
śliczne, mieniące się na granatowo, czarne loki, podpięte z jednej strony
spinką w kształcie biedronki. Na twarzy widniała maska Ladybug, co jednak nie
zasłaniało widoku na jej duże, błękitne oczy podkreślone czarną kredką i tuszem
do rzęs. Pełne usta wyeksponowała czerwoną szminką. Wyglądała cudnie.
– Mari, to ty –
powiedziała z uśmiechem Kwami. – I
musisz lecieć, Kopciuszku. Twoi rodzice właśnie wyszli i za pewne o pierwszej
wrócą do domu.
Kiwnęłam
głową. Komu w drogę temu czas.
***
Ledwie
weszłam na sale, już oślepił mnie blask fleszy. Dosłownie nic nie widziałam. W
tym momencie naprawdę poczułam się nieswojo. Chciałam, by pojawił się Kocur.
Nie było go… Poczułam, jak wokół mnie zebrał się tłum. Dosłownie nie widziałam,
co się dzieje. Muzyka wymieszała się z pytaniami reporterów. Nagle pojawił się
burmistrz.
– Witaj, Ladybug! Ślicznie panienka wygląda – oznajmił.
– Dziękuję za komplement i za zaproszenie. To dla mnie
zaszczyt – odparłam.
Czułam
się coraz gorzej. Było mi duszno. Wiedziałam, że jak się nie wyrwę spod łapsk
dziennikarzy, to padnę przed nimi.
– Ladybug! –
usłyszałam krzyk i czyjeś ręce zawieszające się na mojej szyi. Ostre perfumy,
piskliwy głos… Chloe! Po mnie. –
Jaką masz śliczną sukienkę! Ja też chcę taką! Tatko, kupisz mi? – wrzasnęła.
– Nie wiem, czy taką znajdziesz Chloe. Sama ją uszyłam na
tą okazję.
No i
wtedy się pogrążyłam. Reporterzy ścisnęli się bliżej mnie. Zaczęli wypytywać o
moje hobby i pracę. Kolejna nowa informacja o Ladybug. Nie wiedziałam, co
gorsze… Chloe czy napastliwość tych dziennikarzy. Czułam się coraz słabiej.
Nagle poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu.
– Nie uważacie za nieeleganckie zarzucanie gościa tyloma
pytaniami? – odparł głos za mną.
Odwróciłam
się. Moje oczy spotkały się z zielonymi tęczówkami chłopaka. Miał oczy zupełnie
jak Adrien. Ale to nie on. Może i był nawet podobny, jednak na pewno starszy.
Do tego miał czarne włosy. Wydawał się też bardziej barczysty niż Adrien. Był
ode mnie wyższy co najmniej o głowę. Kurczę! Czy ja każdego poznanego chłopaka
muszę porównywać do Agreste’a?!
Po tych
słowach, bez dalszych ceregieli, pociągnął mnie w stronę parkietu. Dopiero
teraz mogłam zauważyć piękno tego wnętrza. Urządzone było w typowym stylu
klasycystycznym. Podłoga wyłożona białym marmurem, a ściany zwierciadłami ze
złotymi ramami. Gdzieniegdzie widniały marmurowe płaskorzeźby przedstawiające
sceny mitologiczne. Dzięki lustrom
pomieszczenie wydawało się być jeszcze większe, faktycznie można by się poczuć
jak na zamku. Spojrzałam w górę. Dosłownie zaparło mi dech w piersiach.
Widziałam idealne, błękitne niebo z nielicznymi chmurami i aniołami, które
przemykały pomiędzy nimi. Całość
dopełniał ogromny, kryształowy żyrandol. Dłuższą chwilę zajęło mi zrozumienie
gdzie dokładnie jestem. W końcu ocknęłam się, gdy nieznany mi chłopak położył
dłonie na mojej talii i zaczął poruszać się ze mną w takt muzyki. Właśnie z
kimś tańczyłam. Popatrzyłam w jego oczy. Tak podobne do tych, które kochałam.
Skarciłam się w myślach. To nie Adrien! Zresztą, patrzył na mnie jak na
zdobycz. Nie lubiłam takich facetów.
– Dałabym sobie radę – mruknęłam niczym oburzona Chloe.
– Nie wątpię - zaśmiał się. – „Dziękuję” wystarczy – puścił mi oko.
Przewróciłam
oczami. Wiedziałam… To właśnie ten typ przystojniaka, który uważał, że cały Wszechświat
kręci się wokół niego.
– Nazywam się Charles – przedstawił się. – A ty to za pewne sama Ladybug.
– Jestem zdziwiona, że mnie rozpoznałeś –- powiedziałam sarkastycznie.
– Jednak nie sądziłem, że nasza bohaterka ma tak cięty
języczek – mruknął tak blisko moich ust,
jakby zaraz chciał ich dotknąć.
Szybko
odwróciłam głowę. Czułam się niezręcznie. Jak w ogóle mogłam go porównywać do
Adriena. Dzięki Bogu, że utwór dobiegł końca.
– Charles, mogę zatańczyć z twoją piękną partnerką? – zapytał głos tuż za moim uchem.
Odwróciłam
się… To był Adrien. Mój ukochany Agreste. On… On chciał… Zatańczyć ze mną… Nie.
On nie chce Marinette, tylko Ladybug. Nie wiem dlaczego, ale zrobiło mi się
bardzo przykro. Marzyłam o tej chwili, a jednak gdy nadeszła boli mnie serce.
– Jeśli się tylko zgodzi, drogi
kuzynie – odparł z cwaniackim
uśmieszkiem.
Zerknęłam
na tę dwójkę. To dlatego byli tacy podobni? Nie wiedziałam, że blondyn ma
kuzynostwo! Adrien podał mi dłoń. Chwyciłam ją. Od razu znalazłam się w
ramionach chłopaka. Jak bardzo chciałabym tak trwać jako Mari, nie jako
Ladybug. Czy jeśli byłabym sobą, zainteresowałby się mną?
– Coś się stało? –
spytał, widząc moją smutną minę.
Pokręciłam
przecząco głową, siląc się na uśmiech. Nie wiem dlaczego, ale mocniej objęłam
jego kark, wtulając twarz w jego tors. Chciałam nie myśleć. Po prostu cieszyć
się z bliskości chłopaka. On chyba też wyczuł, co robię i mocniej objął mnie w
pasie. Piosenka była wolna. Tańczyliśmy lekko się kołysząc. Oboje milczeliśmy.
Rozkoszowałam się jego obecnością i rozmyślałam, jak Marinette chciałaby być na
moim miejscu.
Po
wspólnym tańcu rozdzieliliśmy się. Chłopaka zawołał ojciec. Ja podeszłam do
stolika z napojami. Byłam wykończona. Poczułam czyjeś dłonie na swojej talii i
usta, które, dotykając mojego ucha, wyszeptały:
– To teraz sobie porozmawiamy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz