Jednak nie jest to ostatnia część, lecz przedostatnia :)
Zapraszam do czytania i komentowania :)
***
Znów
budzą mnie krzyki rodziców. Z jednej strony jestem zadowolony z tego, że mama
jest z nami, a z drugiej… Nienawidzę tych ciągłych kłótni. Jakby w ogóle już…
się nie kochali. Przecież jak darzysz kogoś miłością, to się o niego
troszczysz, a nie wrzeszczysz od rana do wieczora! Może to dziwne, ale nie
korzystam z kolejnego życzenia. Mam umowę z Marinette i wiem, że mogę ją
prosić, o zmianę rzeczywistości. Ale wciąż mam tą cholerną nadzieję, że coś się
zmieni.
Najbardziej jednak
doskwiera mi brak Plagga. Nie sądziłem, że kiedyś będę tęsknić za tym fanem
sera. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że to mój najlepszy kumpel. Znał każdą
moją tajemnicę, troskę, zachciankę, marzenia! Teraz go nie ma. Mój pokój nagle
stał się pusty. Rodzice prawie nie zwracają na mnie uwagi, a ja siedzę sam w
swoich czterech ścianach. Zyskałem mamę, straciłem przyjaciela. Czy to nie zbyt
wielka cena? Potrząsam głową. Nie ma Plagga, bo mój ojciec nie jest złoczyńcą.
Powinienem się cieszyć?
Chowam twarz w dłoniach.
To dla mnie za wiele. Czy ja nie mogę być szczęśliwy? Nagle czuję czyiś dotyk
na ramieniu. Odwracam głowę. Na moim łóżku po turecku siedzi Marinette i
uśmiecha się do mnie pokrzepiająco. Nic nie zostało ze strasznej demonicy,
która ukazała mi się za pierwszym razem. Może wciąż próbuje być tą złą, ale
czuję, że to maska, tytuł Upadłego Anioła nie pasuje do niej w ogóle. Nie
rozumiem, dlaczego udaje. Raz ukazała przede mną swoją twarz – na balu. Ten facet ją zranił, kimkolwiek był. Ona ma serce,
choćby temu zaprzeczała. Nie rozumiem, jak tamten facet mógł ją źle
potraktować! Marinette jest doskonała! Karcę się w myślach. Cały czas myślę
pozytywnie o demonie, to nie jest rozsądne. Może to kolejna zagrywka...
Przecież wyraziła się jasno – Lucyfer chce mojej
duszy, a ona ma ją zdobyć.
– Co cię trapi? – pyta zmartwionym głosem.
Patrzę na jej twarz. Jeśli
udaje tą dobrą, to jest genialna, bo ja naprawdę zaczynam ją lubić i, co
najgłupsze, potrzebować. Teraz nie wyobrażam sobie dnia bez jej wizyty.
– Myślałem, że z mamą będzie pięknie, że moje życie się zmieni. A
czuję się, jakbym trafił do lepszego świata, ale nie dla mnie. To lepszy świat
dla Paryżan, których nie krzywdzi Papillon.
– Może to się zmieni, ten świat zasługuję na jeszcze jedną szansę,
a jeśli ją spieprzy, to przeniosę cię do innej rzeczywistości. Twój tata
dostanie duży projekt, może on zjednoczy twoich rodziców we współpracy –
oznajmia pogodnie.
Faktycznie to może się
udać. Moi rodzice znajdą przy projekcie wspólny język. Zawsze tak było.
Mimowolnie się uśmiecham. Może wcale nie jestem skazany na cierpienie. Mam nową
nadzieję. Nawet Plagga mogę kiedyś spotkać, choćby przypadkiem.
– Dzięki za wsparcie.
Dziewczyna spogląda na
mnie zdziwiona. Po chwili wybucha śmiechem, jakbym opowiedział jej najlepszy
dowcip.
– Wiesz, za co ty mi dziękujesz?
Kiwam głową. Dla szczęścia
mojej rodziny jestem gotowy na wszystko.
– Brakuje ci go prawda? – pyta
w końcu.
Spoglądam na dziewczynę.
Trafiła w sedno. Rodzina jest dla mnie ogromną wartością, ale przyjaciel również.
Teraz go nie ma.
– Tak, ale mam nadzieję, że go jeszcze zobaczę. Przecież takiej
przyjaźni nie traci się tak po prostu, prawda? – pytam
Jej twarz zmienia się
diametralnie. Niknie uśmiech, zastępuje go grymas bólu. Chyba zadałem bardzo
niefortunne pytanie. Zdaję sobie sprawę, że wciąż użalam się nad sobą, a rzadko
myślę o jej przeszłości. Nie wygląda na osobę szczęśliwą. Marinette rzadko się
uśmiecha. Czasami mam wrażenie, że jest najbardziej doświadczoną przez los
osobą jaką znam.
– Też tak kiedyś myślałam,
ale okazało się inaczej. Jedna decyzja może zniszczyć wszystko. Pamiętaj, że
wszystko ma swoją cenę i zastanów się, czy jesteś ją wstanie zapłacić.
Chcę jeszcze coś
powiedzieć, ale nie zdążam. Znika – uwielbia
to robić. Zbyt wielka cena... Sam już nie wiem. Poświęcenie przyjaźni to zbyt
wiele? Palące serce podpowiada mi, że owszem. Opadam zrezygnowany na łóżko.
Zamykam oczy i powoli się wyciszam…
Znajduję się w
niezwykłym miejscu. Nigdzie nie widziałem tyle piękna. Świat ten wydaje się
upleciony z najdelikatniejszych złotych nici oraz szlachetnych kamieni.
Wszędzie ogarnia mnie światło w barwach tęczy, a liczne wodospady kryją wodę
tak czystą, że aż lśniącą. W centrum stoi niezwykły budynek. Wydaję się
zrobiony z kryształu, w którym światło odbija się na siedem barw. Wszędzie
latają owady, jakby motyle, tyle że o wiele większe i jakby przewlekane
diamencikami.
Nagle zauważam nieziemskie
zjawisko. Dziewczyna, niestety odwrócona tyłem, tańczy wśród stada motyli. Jej
długie do ziemi, czarne włosy poozdabiane są tymi niezwykłymi owadami, które z
wdzięcznością ozdabiają ją i jej ogromne skrzydła. Tak, skrzydła! Dziewczyna
dzierży na swych plecach, śnieżnobiałe twory z piór. Bije od niej blask, a jej
stopy poruszają się z nadzwyczajną gracją. Obok niej siedzi dwóch mężczyzn, też
posiadających skrzydła. Uśmiechają się z miłością do tańczącej. Od razu widać,
że oboje darzą ją jakimś większym uczuciem. Blondyn wydaje mi się znajomy,
jednak nie mogę przypomnieć sobie sytuacji, w której mogłem go poznać. Nagle
odwraca się w moją stronę. Już wiem! To on skrzywdził Marinette! Teraz jednak
posiada skrzydła, w odróżnieniu od sytuacji, z której go kojarzę. No i teraz
nie bije od niego ten przeraźliwy chłód, a raczej ciepło i blask. I oczywiście
patrzy na tę dziewczynę spojrzeniem pełnym miłości. Nagle zjawiskowa anielica
obraca się w moją stronę. W pierwszej chwili gęste włosy, zasłaniają jej twarz,
jednak w końcu opadają, a moim oczom ukazuje się niezwykła piękność. Jej oczy
są niebieskie, ale gdzieniegdzie błyszczą na kolor fiołkowy. Delikatny uśmiech
uwydatnia rozkoszne dołeczki na jej policzkach. Jasna sera, szlachetne, a
zarazem delikatne rysy twarzy uwydatniają bijące od niej ciepło i miłość. Sama
jej bliskość sprawia, że serce stawało się lekkie. Po chwili dopiero doznaję
przełomowego odkrycia. Te oczy, twarz. Te same, a zarazem inne. Marinette. Czy
to naprawdę ona? Nadal jej piękna, ale wydaje się być kimś zmęczonym, walczącym
z ogromnym bólem, a tu jaśnieje niczym tysiące gwiazd na niebie. Ale to ona, czuję
to. Nagle łapie chłopaków za ręce i zaczyna z nimi tańczyć. Zawsze wydawało mi
się, że ja nie dostrzegam uczuć innych, ale ona przebija wszystko. Ona nie
zauważa tego, że oni ją kochają! Gorzej! Ona nieświadomie z nimi flirtuje… Choć
widzę, że jest tu taka niewinna, czysta. Ona kocha ich, ale nie tak, jak oni
tego oczekują.
Nagle oślepia mnie
światło, jest ono tak jasne, że na słońce mógłbym patrzeć godzinami. Jednak ten
blask przeszkadza, jak widać, tylko mnie. Wszyscy patrzą na owe zjawisko
normalnie, choć z dozą szacunku i miłości. Moje serce też nagle wypełnia
uczucie lekkości i szczęścia. Mógłbym trwać w takim stanie cały czas, nie
ruszać się przez wieki. Nie mogę tego pojąć, ale nigdy nie doznałem tyle
radości. Z trudem przywołuję resztki świadomości. Spoglądam na Marinette.
Przestaje tańczyć. Jej skrzydła unoszą ją i z jeszcze większym uśmiechem,
ciągnąc za sobą przyjaciół, wpada w ów światłość. Niestety, nadal nie jestem
wstanie patrzeć, więc nie wiem, co tam się dzieję. Na szczęście słyszę dźwięki.
– Czas odpocząć – stwierdza
z troską Marinette.
– Ma rację, proces tworzenia się
skończył – oznajmia blondyn.
– Nie do końca, moje dzieci.
Napawam się tym głosem.
Ostatnie słowa, niby tak proste, a brzmią jak najwspanialsza muzyka, ba… Żadna
muzyka jaką znam nie równa się z głosem tej przeogromnej światłości. Gdybym
tylko mógł, słuchałbym całą wieczność tego prostego zdania. Czy to jest właśnie
Bóg? Chyba tak. Przy nikim nie czułem tyle miłości, ciepła i ukojenia.
– Ojcze, co masz na myśli? – pyta poważnie blondwłosy anioł.
–Stworzę istoty na mój obraz i
podobieństwo. Dam im władzę nad wszelkim stworzeniem. Będą panować na Ziemi po
wsze czasy. Obdarzę ich, tak jak was, wolną wolą. Taki jest mój zamiar, Niosący
Światło.
Zapada cisza. Wszyscy najwidoczniej
są zdziwieni orędziem Stwórcy. Ja sam nie wiem, co myśleć. Nie wiem gdzie
jestem, ale chyba trafiłem na moment stwarzania mojej planety. Matko! Marinette
jest taka stara! Może nie powinienem się zwracać do niej na ty. Potrząsam
głową. To chyba najmniej istotne myśli, jakie mi mogły w tym momencie przyjść
do głowy.
– To wspaniały pomysł! Zaopiekujemy
się nimi! – woła podekscytowana
Marinette.
– Przemyślałeś to dokładnie, Ojcze?
Co jeśli się zbuntują? Narobią zła! Wolna wola może ich zgubić! – sugeruje blondyn, nazwany przez
Boga Niosącym Światło.
Dziewczyna obejmuję
przyjaciela od tyłu, próbując okiełznać jego sprzeciw. On odwraca się i
napotyka jej oczy pełne nadziei. Mimowolnie uśmiecha się na jej widok. Nawet z
tak daleka jej wzrok oddziałuje też i na mnie. Może nie wygląda jak jakiś
dyktator, ale mimo to jej zdanie jest niezwykle ważne dla towarzyszy.
– Na razie nie ma po co się
zamartwiać, mój drogi. Musimy zaufać Ojcu, on nigdy nie robi nic pochopnie.
Znów nie mogę patrzeć na
tę scenę, gdyż to przeogromne Światło podchodzi do dziewczyny i jakby ją
obejmuję w ojcowskim uścisku.
Nagle widok rozmazuje się.
Teraz jestem na niezwykłej polanie, pokrytej różnobarwnym dywanem kwiatów.
Wśród tych roślin, rozmawiają ze sobą
brązowowłosy anioł z poprzedniej wizji i Marinette. Chłopak bawi się
pojedynczymi kosmykami długich włosów Mari. Nie odzywają się do siebie, ale nie
widać by im to przeszkadzało. Chłoną swoją bliskość . Dyskretnie splatają swoje
dłonie.
– Kochasz mnie? – pyta niepewnie anioł.
Ona spogląda na niego z
czułością. Jednak to nie jest wzrok miłości, jakiej on oczekuje. Raczej
anielica traktuje go jak brata.
– Oczywiście, że tak, głuptasie.
Nagle na polanę nadlatuje
ktoś trzeci. Drugi przyjaciel Marinette. Bez ceregieli siada z drugiego boku
dziewczyny i ujmuję jej dłoń, po czym przybliża ją do ust i całuje delikatnie.
Mari w odpowiedzi cmoka go w policzek, jednak i jego nie traktuje jak
ukochanego. Mimo wszystko brązowowłosy
robi się nerwowy.
– Mari, mogę cię na chwilkę porwać? – pyta blondyn.
Dziewczyna patrzy
przepraszająco na bruneta. Ten tylko kiwa z rezygnacją głową i powoli wstaje.
Dziewczyna uśmiecha się do niego delikatnie. On mimowolnie odpowiada jej tym
samym i oddala się.
– Co się stało?
– Trzeba pogadać ze Stwórcą,
stworzenie ludzi nie jest dobrym pomysłem.
Moja spojrzenie przybiera
ten sam oburzony wyraz jak u Mari. Co on ma do ludzi?! Co my mu w ogóle
zrobiliśmy?! Jednak mina Marinette szybko się zmienia, znów przybiera łagodny
wyraz, trochę pobłażliwy, jakby miała zamiar coś wytłumaczyć nie do końca
roztropnemu dziecku. Delikatnie kładzie mu dłoń na ramieniu.
– Mój drogi, zaufaj Ojcu!
On nie zrobiłby nic pochopnego. Zaufaj Mu. Oczywiście, możesz jeszcze z nim
porozmawiać, On cię nie odrzuci, zawsze wysłucha – oznajmia ze spokojem anielica.
– Porozmawiam! Musi mnie
wysłuchać! – odpiera zdenerwowany. – Ty jednak jesteś po jego stronie. Jak
zawsze – kończy z żalem.
– Nie mów tak! Wiesz, że
cię kocham! Po prostu zaufałam Ojcu! – mówi, przytulając się do anioła.
– Obiecasz mi coś? – pyta
blondyn.
Mari tylko kiwa głową. Coś
czuję, że to nie za dobry pomysł. Mam złe przeczucia.
– Pozostaniesz przy moim
boku na zawsze?
Dziewczyna uśmiecha się
łagodnie. Mam ochotę krzyknąć. Nie powinna się na to godzić! Przysięga to nie
temu kumplowi, któremu powinna! Jak
mogłem być tak głupi, że dopiero teraz połączyłem fakty. Przede mną stoi sam
Lucyfer, teraz anioł, a przyszły pan Piekieł.
– Przysięgam.
Głos Marinette dociera do
mnie jak echo. Znów przenoszę się w inne miejsce. Pierwsze co rzuca mi się w
oczy to Mari. Otacza ją ciepła aura, pogrążona jest w medytacji, modlitwie,
która wypełnia ją całą. Z jej oczu sączą się krystaliczne łzy. Nagle znów
oślepia mnie ta niezwykła światłość. Bóg… Anielica otwiera oczy, ale aura nie
znika, w połowie wciąż jej umysł medytuje. Wpada w ramiona (chyba, nie za
bardzo widzę) Boga. Pomieszczenie wypełnia szloch.
– Moja kochana Marinette,
moje dziecko. Wiem, co zrobisz. Niosący Światło został schwytany i ty wraz z
nim. Przemyśl swoją decyzję, nie jest za późno! Nie brałaś udziału w buncie,
czułem twoją aurę. Wspierałaś nas. Zostań ze Mną.
– Nie mogę! Obiecałam! –
krzyczy przez łzy. – Nie chcę odejść. Tak bardzo się boję. Czy będę cierpieć?
Bóg delikatnie głaszcze
dziewczynę po głowie. Jest to bardzo uspokajający gest.
– Cokolwiek się stanie,
będę czekał. Zawsze będziesz mogła wrócić. Kocham cię, moje dziecko.
Mari zanika w Światłości.
Jej szloch cichnie.
Znów się przenoszę.
Znajduję się na pustyni. Z jednej strony znajduje się Bóg, jego anioły i Mari.
Po drugiej, na czele z Lucyferem, zapewne inni zbuntowani mieszkańcy nieba.
– Daję wam ostatnią
szansę. Pozwolę wam wrócić do Raju – oznajmia Bóg.
Upadli rozglądają się po
przywódcy buntu. Blondyn pozostaje niewzruszony. Żaden buntownik nie zmienia
decyzji, wiernie czuwając przy Lucyferze. W tym momencie z tłumu aniołów
występuje Mari. Dziś nie ma po niej śladu łez. Wygląda pewnie, potężnie i
dumnie. Staje koło upadłego anioła.
– Mari, błagam! – krzyczy
w jej stronę brązowowłosy przyjaciel. Chce do niej podbiec, ale blokuje go za
pomocą jakiegoś pola energii.
– Podjęłam decyzję,
Michale.
Potem już nie mogłem na to
patrzeć. Michał we łzach błagał ją o zmianę decyzji, ale w końcu… W jego
dłoniach materializuje się ognisty miecz, wykonuje zamach. Piękny głos, zmienia
się w przeraźliwy krzyk. Po chwili znajduję odwagę, by otworzyć oczy. Marinette
płacze, wycierają łzy w pióra skrzydeł, które kiedyś zdobiły jej plecy.
Nagle wszystko ciemnieje.
Moją głowę przeszywają głosy: „Uratuj ją”.
Budzę się mokry od potu. Czuję jak
ktoś gładzi moje włosy. Widzę Mari, która patrzy na mnie z troską. Teraz
przypomina mi tą anielicę ze snu. Widząc, że na nią patrzę, czerwieni się i
znów przybiera poważny wyraz twarzy.
– Miałeś koszmar, to
dlatego – tłumaczy się.
Uśmiecham się. Nie wiem
jak, ale uratuję ją. Kierowany dziwnym uczuciem, przyciągam ją do siebie i
łączę nasze usta.
Super ;* Czekam na next. A mam jeszcze jedno pytanko? Czy zrobisz może niedługo część 12 czy tam już nie pamiętam 13 z poprzednich twoich działów?
OdpowiedzUsuńtak :) mam zamiar skończyć tą historię i wziąć się za rozzdziały :)
UsuńWow....
OdpowiedzUsuńKiedy następna część?
OdpowiedzUsuńPowinna być w ciągu dwóch tygodni, bo dopiero teraz wróciłam z wakacji i mam obieranie owoców :) Biznes się kręci :P
UsuńPrzepraszam, że tak późno!!!
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny i piękny! <3 Na serio :* Bardzo miło mi się czyta twoje rozdziały, więc bardzo proszę nie przestawaj pisać, bo wychodzi Ci to wspaniale.
Cudowne opowiadania. Cudownie piszesz. Seria miniaturki„Ta, która się wznosi" jest najlepszą, jaką kiedykolwiek czytałam. Myślę, że gdy dorośniesz powinnaś pisać książki. Z pewnością będą podobać się wszystkim, a ja przeczytam każdą jakieś 100000 razy.<3<3<3<3<3
OdpowiedzUsuńP.S. Czekam na kolejną część Twojej cudownej(co ja mam z tym słowem?) twórczości.
OdpowiedzUsuńAnna, to znowu ja, anonim, chciałam zapytać czy będzie kolejną część? Muszę się dowiedzieć czy Adrienowi uda się uratować Marinette. Prooszęęę....
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za tak długie oczekiwanie, dopiero wróciłam z Światowych Dni Młodzieży :)
UsuńWszystko ogarnę niebawem :)
Pozdrawiam
Twoja Anna-medium
Tu znowu anonim. Jest już następna część? Jeśli nie, to pisz szybciutko. Wiedz że czekam! ��
OdpowiedzUsuń