niedziela, 2 października 2016

Ladybug & Cat Noir: Rozdział 12

Hej :)
W końcu wracam z rozdziałem. Może być trochę nudno, ale ta notka jest bardzo istotna, więc ją zapamiętajcie. xD
Rozdział zbetowany przez Gabcias
Rozdziały będą raz na miesiąc :)
Zapraszam do czytania i komentowania.
A i założyłam konto na Wattpad z opowiadaniami Miraculum :)
***
Marinette:
              Znów jestem złą Ladybug. Zabijam mieszkańców Paryża, Cata i Wolfa. Schemat snu się powtarza, jednak mój koszmar w tym momencie się nie kończy. Przenoszę się. Scena jest całkiem inna. Stroję na wodzie. Spoglądam w dół. Oddycham z ulgą, moje odbicie znów przypomina normalną mnie. Grunt, że jestem sobą. Rozglądam się dookoła. Otacza mnie tylko bezkres wód. Robię ostrożny krok do przodu i nagle czuję, jak wokół moich rąk i nóg oplata się ciemny sznur. Zaskoczona próbuję krzyknąć, ale z mojego gardła nie wydobywa się żaden dźwięk. Zostaję do czegoś przygwożdżona. Unoszę się. Woda wydaje się znajdować dwa metry pode mną. Zaczynam się szarpać, ale sznury nie puszczają. Spoglądam w dół. W moją stronę zmierzają blade ręce, by wplątać mnie w ostatni uścisk… Morderczy. Próbuję się wyrwać. Nic… Jestem jak zwierzyna, która weszła wprost w pułapkę. Poddaję się. Zamykam oczy. Czuję, jak dłonie zaciskają się na mojej szyi i twarzy. Szarpią moje ciało. Biorę ostatni oddech, tracę resztki sił. Ręce ciągną mnie na dno w bezkresne morze.
 
                Budzę się zlana potem. Kolejny koszmar… Czy to się kiedyś skończy? Opieram się o ramę łóżka. Nie jestem wstanie ponownie zasnąć.
                – Tikki – szepczę przez zaciśnięte gardło.
                Mała kwami podlatuję w moją stronę i delikatnie wtula się w moje ramię.
                – Jestem tu, Marinette, to był tylko sen. Koszmar…
                Kiwam głową. Ma rację. Za dużo się przejmuję. To tylko koszmar. Sny się nie sprawdzają. Jestem przemęczona, wczoraj prawie umarłam. Chyba każdy człowiek na moim miejscu byłby zestresowany i przemęczony. Potrzebuję chwili wytchnienia i spokoju. Dam radę! Zawsze mi się jakoś udawało. Nabieram głębokiego wdechu i spoglądam jeszcze raz na Tikki. Przybieram delikatny, lekko wymuszony uśmiech.
                – Będziesz przy mnie teraz, prawda? – pytam.
                Naprawdę potrzebuję jej obecności. Nigdy nie lubiłam samotności, przeszkadzała mi. Teraz muszę dobrowolnie ją wybrać. Ladybug nie może mieć bliskich. Moim obowiązkiem jest ich chronić, choćby mieli mnie znienawidzić. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby przeze mnie coś im się stało. Jeśli przez moją izolację mogę zwiększyć ich szanse na normalne życie nawet o jeden procent, to zrobię wszystko, by myśleli, że stałam się suką jakich mało. Muszę  więcej trenować. Moc to nie wszystko. Trzeba być przygotowaną na każdą ewentualność.
                – Oczywiście, Mari. Ale wiesz, że nie musisz tak postępować. Jakoś ich ochronisz, teraz też musisz mieć na nich oko. Nie musisz się zmieniać.
                – Ale powinnam. Nie wiem, kiedy Papillon dowie się, kim jestem. Może za dzień, za tydzień, miesiąc, rok, a może nigdy. Ale jeśli już się dowie, kto kryje się pod maską, to niech widzi samotną dziewczynę, która nienawidzi całego świata.
                Spojrzałam wprost w oczy Tikki. Zrobiła się naprawdę poważna, ale i dumna. Tak, w końcu jej zaimponowałam jako bohaterka. Nie żeby mi na tym szczególnie zależało, ale sama czuję , że postępuję, tak jak przystało na obrońcę Paryża. Skończyła się zabawa. Przez chwilę naprawdę podobało mi się to wszystko. Ludzie mnie kochają, stawiają mi pomniki, malują obrazy, piszą piosenki, a ja biegam za super złoczyńcami. Jednak miły sen skończył się już dawno. Nastała rzeczywistość, która tak kolorowa nie jest. Moje drugie życie to nie zabawa, to ciągła gra z Papillon, w której stawką jest życie moje lub Paryżan.
                – Postępujesz słusznie, Mari. Jestem z ciebie dumna.
                Patrzę na nią lekko zaskoczona. Myślałam, że będzie mi mówić, że ten pomysł jest zły, że nie powinnam poświęcać swojego szczęścia. Myliłam się. Pierwszy raz spoglądam na Tikki z innego punktu widzenia. Nie na moją najlepszą przyjaciółkę, powierniczkę każdego sekretu, ale jak na stworzenie, które dąży do celu moim kosztem. Pewnie dramatyzuję. Tak, Tikki zawsze mnie wspiera i robi wszystko, co jest najlepsze dla mnie i dla Paryżan. Widocznie wie, że tylko tak mogę ochronić bliskich. Mimo wszystko wciąż dźwięczą mi w uszach jej słowa, jak zwykle wypowiedziane tym słodkim głosikiem. Cały czas mam przeczucie, że moja Kwami nie mówi mi wszystkiego. Dlaczego? Nie potrafi mi zaufać?
                Pomimo tego uśmiecham się do Tikki. Nie powiem jej tego wszystkiego. Za niedługo wszyscy się ode mnie odwrócą. Nie mogę stracić i jej. Wyjmuję ze schowka tabletki na sen - jeden z moich grzeszków. Nie mogę już bez nich zasnąć po koszmarze. Tata jeszcze nie zauważył, że zniknęły z jego apteczki. Łykam od razu i popijam wodą. Kładę się na poduszkę i próbuję zasnąć. Lek w końcu pomaga.
Tikki:
                Marinette zasnęła. Znając życie za jakieś dwie godziny może obudzić się z krzykiem. Co to za sny? Martwi mnie to, że nie chce mi o nich powiedzieć. Wcześniej niczego przede mną nie ukrywała, a teraz... I ten jej wzrok. Miałam wrażenie, że na pochwałę jej decyzji, zareagowała oskarżycielskim i pełnym wyrzutu spojrzeniem. Być może to moja wybujała fantazja.  Chwilę później się uśmiechnęła. Trochę  źle się czuję z myślą, że nie mówię całej prawdy Mari. Ale tak będzie lepiej. Tylko tak ją ochronię. Dobrze, że odsunęła się od Adriena. Gdybym jej powiedziała prawdę, mogłaby znów zatracić się w swoim uczuciu. Mam nadzieję, że zbliży się do Alpha Wolf. To on jest tą lepszą alternatywą. Bezpieczniejszą. Wzdycham przeciągle i zmierzam na spotkanie z Plaggiem. Ostatnio gorzej mi się wymknąć przez koszmary Mari.  Zażycie proszków przez dziewczynę, daje mi około dwóch godzin. To też zżera mnie od środka. Jako jej opiekunka, powinnam jej zakazać brać tych pigułek, ale z drugiej strony - to daje jej spokój. Choć na chwilkę, a ja mogę ją na trochę zostawić. Muszę jednak pomyśleć o zwróceniu się do mistrza Fu. Tylko on może jej pomóc.
                Z oddali dostrzegam kręcącą się niespokojnie czarną postać Plagga. Jest zdenerwowany i to bardzo. Widząc mnie, podlatuje pośpiesznie.
                – Co z nią? – pyta przejęty.
                Naprawdę jest zdenerwowany  tym wszystkim. Wbrew pozorom zawszę interesował go los Ladybug. Ciekawi mnie, czy ten niepokój nie udzielił mu się przede wszystkim od Adriena. Chyba zaraz się dowiem.
                – Mistrz Fu i Charles się nią zajęli. Już wszystko w porządku.
                Plagg oddycha z ulgą. Ostatnie wydarzenia są dla nas wszystkich naprawdę stresujące.
                – To dobrze. Dopiero teraz udało mi się uspokoić Adriena. Wmówiłem mu, że jako Kwami czuję, gdy coś się dzieje złego z posiadaczem Miraculum. Dopiero wtedy zasnął.
                Czyli faktycznie ją kocha. Dobrze, że Marinette jest taka odpowiedzialna. Odsunie się trochę od Adriena. Uśmiecham się z satysfakcją. W końcu moja podopieczna stała się prawdziwą bohaterką. Teraz, gdy nie będzie zajmowało ją tak życie prywatne, skupi się jeszcze bardziej na samodoskonaleniu się. Legenda Ladybug powróci.
                – Skąd ten uśmiech, Tikki? – pyta podejrzliwie.
                – W końcu moja Marinette stała się prawdziwą bohaterką – mówię, nie ukrywając uśmiechu satysfakcji.
                Przyjaciel spogląda na mnie pytająco, w ogóle nie cieszy się na moje słowa. Powinien być zadowolony, że Mari czuje się odpowiedzialna za Paryż.
                – Co jej nagadałaś?
                Piorunuję go wzrokiem. Co on w ogóle insynuuje? Mari jest odpowiedzialna za własne decyzję, nic jej nie nakazuję.
                – Sama uznała, że po tych wydarzeniach, musi poświęcić się dla dobra sprawy – odpowiadam z dumą. – Ograniczy kontakty ze znajomymi do minimum. Trochę się zmieni, żeby nie dociekali przyczyny. I, co najważniejsze, oddali się od Adriena.
                Plagg spogląda na mnie wyraźnie zszokowany. Nie rozumiem, o co mu chodzi. Przecież od początku pilnowaliśmy, żeby uczucie pomiędzy Marinette i Adrienem się nie rozwinęło. Udało się w końcu, ponadto Ladybug skupi się na pracy. Idealnie… Nie rozumiem tego wyrazu twarzy Plagga. Przez chwilę przypominał mi Marinette. Nie! To mi się tylko wydawało! Marinette jest dumna z siebie!
                – Żartujesz prawda? – w końcu pyta, niedowierzając.
                Patrzę na niego hardo. Nigdy nie żartuję w poważnych sprawach! Jednak by go upewnić, że mówiłam na serio, kręcę przecząco głową.
                Plagg patrzy na mnie rozczarowany. Dalej nie rozumiem, skąd to zachowanie.
                – Tikki, jak możesz? Niszczysz ją! Nie uważasz, że może ją nawet opętać Akuma?! Ona straci wszystko! Naprawdę uważasz, że powinna aż tak się poświęcać?! Czy ty się słyszysz?! Zależy ci w ogóle na niej?!
                Boli… Jak on może wątpić w moją miłość do Marinette? Jest moją przyjaciółką, wszystko co robię, ma przynieść jej szczęście. Ochrona przyjaciół to nie poświęcenie, będzie smutna, ale za cenę ich dobra powinna to przetrwać. Przecież to się skończy, a wtedy ich przeprosi. Wyjawi im, że… No nie wiem. Miała jakieś problemy, które ją przytłaczały. Byle nie pogodziła się z Adrienem. Tylko jak sprawić, żeby go znów nie lubiła? Każdy mój czy też Plagga pomysł tylko bardziej zbliżał ich do siebie. Guma na ławce i akuratne pojawienie się Marinette, która stwierdziła winę Adriena. Super. Ale ten cholerny deszcz. Mari mowy zabrakło. Próbowałam jej nawet pokazać, że facet z plakatów nie jest dla niej. Podsuwałam na jej drodze innych. Nie! Ona kocha Adriena. Ten nie lepszy… Spotkał Ladybug i już miłość od pierwszego wejrzenia. Co z tego, że jego Księżniczka bywa wredna? On się nie zraża. Najgorsze jednak, gdy Adrien w końcu zauważył Marinette, a Ladybug Cat Noir. Trochę się uspokoiłam, gdy  Mari obraziła się na Kocura, ale i tak było źle. Oni wciąż zbliżali się do siebie. Wtedy pojawił się Alpha Wolf i moja szansa, by Mari o nim zapomniała. Charles może mi pomóc.
                – Nigdy nie mów, że mi na niej nie zależy. Kocham ją nad życie. Jest moją najlepszą przyjaciółką. Znam ją. Nigdy nie da się opętać, ona jest jak promień słońca. Przynosi światło i ciepło, nigdy ciemność – nagle czuję jak po moich policzka płyną łzy. – Nie może umrzeć! Nie pozwolę, by dosięgła jej klątwa! Nigdy więcej śmierci, Plagg! Tym razem nie oddam jej tak łatwo! Przyjaciół uda jej się odzyskać, a życia jej nie wrócę! Nie chcę kolejny raz patrzeć na śmierć najlepszej przyjaciółki! A ty? Masz odwagę przyglądać się jak Adrien zmierza ku końcowi?
                Plagg spogląda w przestrzeń. Wiem, że jest mu ciężko, ale… Jakim prawem oskarża mnie o brak uczuć? Wszystko co robię, jest poświęcone jej. Z mojego gardła wydobywa się tłumiony szloch. Nie dam rady. Moje przyjaciółki. Ladybug... Wszystkie młode, piękne, pełne życia. Najlepsze osoby na tym świecie. Każda zakochana w jednej osobie… Cat Noir. Zawsze była to miłość z wzajemnością. Walczyli razem, ramię w ramię, pewni swych uczuć. Walczyli razem i ginęli razem… Nie zniosę tego widoku dłużej. Zawsze było za późno. Nie mogłam ich uratować. Zawsze przybywałam, by tylko zobaczyć ich ciała, wtulone w siebie, złączone często w ostatnim rozpaczliwym pocałunku, z twarzami tak poranionymi, że ciężko było ich rozpoznać. Teraz prawie się to powtórzyło. Gdy Marinette została zraniona w obronie Adriena, myślałam, że historia się powtórzy. Dzięki Bogu pojawił się Alpha Wolf, moja nadzieja na zmianę przeznaczenia. Posiadacze najpotężniejszych Miraculum nie mogą być razem. To święte prawo. Nikt nie może w nie ingerować. Kto się mu sprzeciwia, ginie…
                Nagle Plagg zbliża się do mnie i mnie przytula. Nie mogę wytrzymać. Mój szloch roznosi się echem. Nie daję rady. Chcę tylko, by żyła. Tylko tego. Kocham ją.
                – Będę cię zawsze wspierał, Tikki, ale proszę cię, pomów jeszcze z Marinette. Może nie musimy wprowadzać w życie tak radyklanych zmian. Masz rację, nie możemy dopuścić do tego, żeby poznali swoją tożsamość. Ich uczucie jest coraz głębsze. Klątwa się dopełnia.
                – Jak to głębsze?
                – Gdyby Ladybug wtedy umarła… To Adrien poszedłby do grobu wraz z nią.
*Marinette*
                Od rana zajmuję się szyciem nowych ubrań. Powinny bardziej pasować do mojego nowego ja. Trochę ciemniejsze barwy, bardziej mrocznie, po prostu mam być outsiderem, który ma w nosie cały świat. Marinette już nie ma. Muszę się z tym pogodzić. Czas na ostateczną batalię. Teraz nie ma już odwrotu. Nikt mnie nie zastąpi, a miliony Francuzów liczą na mnie. Ich los jest w rękach szesnastolatki i jej kolegów. Nie wiem, czy to może uspokoić kogokolwiek. Polegają na nastolatce, która nie radzi sobie z własnym życiem, a ciąży na niej odpowiedzialność jeszcze za inne istnienia. Świat jest naprawdę nienormalny.
                – Marinette…
                Spoglądam na Tikki. Wczoraj zabolały mnie jej słowa. Jakby zaczęła się liczyć tylko Ladybug i jej misja, a moja rola sprowadzała się tylko do narzędzia w rękach Kwami. Nie! Muszę przestać oddzielać się od Ladybug! Ja jestem Ladybug. I to ja zwyciężę. Papillon, odbierasz mi wszystko, ale to ja będę triumfować.
                – Tak, Tikki? – odpowiadam nadal zamyślona.
                – Nie musisz tego robić, jakoś damy radę – mówi Kwami.
                Spoglądam na nią zaskoczona. Znów mówi jak moja najlepsza przyjaciółka. Po moim policzku spływa ostatnia łza bezsilności. Na pewno ostatnia. Muszę być silna.
                – Tak będzie najlepiej. Dopóki mam ciebie, będzie dobrze. Alya mnie kocha jak siostrę, wybaczy mi po wszystkim. Na pewno… Będę silna, obiecuję. Nie zawiodę cię.
                – Nigdy mnie nie zawiodłaś – przerywa Tikki. – Damy radę! Marinette, jesteś najlepszą Ladybug, jaka kiedykolwiek stąpała po tej ziemi. Nie… To raczej Ladybug jest tobą. Cieszę się, że to ty nią jesteś. Nawet jeśli zmienisz jeszcze decyzję, jakoś damy radę ich ochronić.
                Przytulam istotkę bardzo mocno. Chcę cofnąć moją decyzję, ale już nie mogę. Muszę zrobić wszystko, by choć trochę zwiększyć szanse na to, że moi przyjaciele będą mogli żyć beztrosko jak do tej pory. Dam radę! Grę czas zacząć.
Wkładam na siebie ciemną bluzę z kapturem, przylegającą ściśle do mojego ciała. Do tego ubieram czarne rurki, które przed chwilą potargałam gdzieniegdzie. Na szyi połyskuje metalicznym blaskiem krzyż na rzemyku. Oczy podkreślają teraz idealnie wytuszowane rzęsy i czarne kreski. Usta mają barwę krwi, jak moje paznokcie i ombre, które niedawno zrobiła mi fryzjerka. Czerwone ombre jak u dziewczyny ze snu... Mój niemy protest. Symbol dla mnie, że nigdy nie uwierzę w głupie koszmary. Nie wierzę w te bzdury, kolor włosów nie zmieni mojego postępowania!
Wkładam do uszu słuchawki i nakładam kaptur. Znów mam pogrążyć się w pracy, ale słyszę dzwonek do drzwi. Rodziców nie ma, muszę otworzyć. Zbiegam i gwałtownie otwieram drzwi. Osoba po drugiej stronie patrzy na mnie z szokiem i dozą niepewności. Wyglądam zupełnie inaczej. W końcu uśmiecha się z satysfakcją.

– Wyglądasz świetnie, Cheng. Ale to dopiero początek. 

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Miniaturka 2: Ta, która się wznosi cz.4

Witajcie :)
Czekał ktoś jeszcze na ten rozdział? Mam nadzieję, że tak... Przepraszam was za długą nieobecność, ale mam usprawiedliwienie. Lipiec przeminął mi bardzo szybko. Najpierw wakacje w Chorwacji, potem praca przy obieraniu, a na koniec Światowe Dni Młodzieży. Dopiero teraz w sierpniu mam czasu tyle, że chyba zacznę się nudzić. To już koniec z tą miniaturką, nareszcie. Przyznam się, że pisało mi się ciężko ten ostatni rozdział. Zgubiłam radość płynącą z pisania tej miniaturki, miałam ochotę zacząć  rozdział głównego opowiadania, ale chciałam zamknąć sprawę z "Tą, która się wznosi". Mam nadzieję, że tego "przymusu" nie będzie widać tak bardzo w tej notce. Jeszcze raz Was przepraszam za moją długą nieobecność. Czekajcie na rozdział głównego opowiadania. 
Pozdrawiam
~*~
Adrien:
Marinette nie odpowiada na mój gest, ale po chwili jej usta mocniej przywierają do moich. Zachęcony obejmuję ją w talii, a dziewczyna  siada na moich kolanach. W końcu nasze języki pokonują niewidzialną barierę i łączą się w spragnionym tańcu. Jej dłoń wtapia się w moje włosy. Fala gorąca przeszywa mnie na wskroś. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie. Tak jakbym sięgał po kawałek nieba. Nagle czuję szarpniecie. Mari gwałtownie się odsuwa, nie mogę jej złapać. Z głośnym sapaniem osuwa się po przeciwległej ścianie.
Nie powinieneś tego robić warczy.
Zaczyna ją otaczać mroczna energia. Już teraz wiem, że to totalna pokazówka, chce wyjść na tą złą. Jak mogłem być tak głupi, dopiero teraz zauważam jej pełne bólu oczy. One dosłownie krzyczą… Od tysiącleci jest w miejscu, gdzie kompletnie nie pasuje, z daleka od osób, które kocha.
Zależy mi na tobie, Mari oznajmiam.
W jej oczach dostrzegam szok. Nie wie jak zareagować, chyba nie przywykła do takich słów. Piekło nie kojarzy się z miejscem pełnym miłości. Jednak po chwili, moja Marinette znów znika. Jej twarz wykrzywia się w ironicznym uśmieszku, a pomieszczenie wypełnia jej szyderczy śmiech, tak różny od melodyjnego chichotu ze snu.
Jesteś głupcem, Skarbie. Zależy ci na demonie. Myślisz, że ja kocham. Uwierz mi, nie ma we mnie miłości odkąd zwiałam z Nieba. Ale w sumie, czemu nie? Zawsze możemy się zabawić na jej ustach maluje się flirciarski uśmiech.
Znów gra. Dlaczego się boi ukazać swoją prawdziwą twarz? Boi się kogoś? Może Lucyfera? Boże! Jak mogę jej pomóc? Próbuję zajrzeć głębiej. Te słowa wypowiedziała z taką lekkością, jakby to nie było kłamstwo. A jeśli to prawda… Może to co mi się śniło wykreowała moja wyobraźnia, która próbuje wybielić obraz Marinette, bo ją ko… kocham. Niech to szlag! Ja naprawdę zakochałem się w demonie! Czy naprawdę moja desperacja sięga zenitu?! A co jeśli w niej naprawdę nie ma uczuć?! Nie! To nie mógł być tylko sen! Widać to w jej oczach. Tę rozpacz, ból… Tego nie jest w stanie ukryć. Zresztą troszczy się o mnie! To nie tylko udawanie.
Kocham cię szepczę.
Jej źrenice rozszerzają się, z ust niknie pogardliwy uśmieszek, a złowroga energia powoli odchodzi. Kobieta ciężko opada na moje łóżko i łapie się za głowę. Jej włosy zasłaniają jej twarz. Klękam tuż przed nią i odsłaniam pojedyncze kosmyki. Spoglądam w jej oczy. Wygląda jak zaszczute zwierzę, przerażone, zagubione, nie wiedzące co zrobić.
Nie możesz mnie kochać! Jesteś głupi! Nie rozumiesz, że jestem przeklęta! Mnie nie da się kochać! Jestem brudna, nie ma we mnie nic pięknego!
Znów pociągam ją do siebie. Dziewczyna chowa swoją twarz na mojej piersi, drży. Moja dłoń ląduje na jej włosach i delikatnie je gładzi. Zaczynam coś nucić. Starą kołysankę, którą śpiewała mi mama. Ta melodia zawsze mnie uspokajała, na nią też działa. Jej oddech się wyrównuje.
Jesteś wspaniała i dobra. Jesteś najodważniejszą osobą jaką znam, bo kto w imię obietnicy zrezygnowałby z rodziny i własnego szczęścia?
Spogląda  na mnie zdziwiona. Chyba się nie spodziewała, że tyle wiem. W końcu jej usta składają się w jedno słowo: „Michał”. Szok jednak szybko mija, odpycha mnie i wybucha śmiechem. Przerażającym, pogardliwym. Nic nie rozumiem! Co tu się do cholery odprawia? Nagle czochra moje włosy w taki sposób, jakby uspokajała niedoświadczonego dzieciaka.
Łatwo cię nabrać, Kocie. Nie żałuję, ani jednego dnia poza Niebem. Jestem upadłym, Kochanieńki i nic tego nie zmieni. Nawet twoje sny natchnione przez Michała. Twój stróż zaczął ingerować w sposób, który może się nie spodobać Stwórcy. No nic, pośmiałam się. Uciekam. Mam dla ciebie radę, Młody Tu robi pauzę, by po chwili oznajmić. Sami kształtujemy swoją przyszłość, ja też tak zrobiłam, a ty?
Swoją wypowiedz kończy w sposób teatralny. Pstryka palcami i rozpływa się w smudze gęstego dymu. Siadam zrezygnowany na łóżku. Kim jest Marinette? Dziewczyną ze łzami w oczach, czy traktującą wszystkich z góry demonicą? Kiedy gra, a kiedy pokazuje prawdziwe oblicze?! Mam mętlik w głowie. I co ma ten cały Michał do moich snów?
Ojcze Przenajświętszy! On nadal się zastanawia! głos pojawiający się z kata mojego pokoju, stawia mnie na nogi.
Kim jesteś?!
Michał, twój nieszczęsny anioł stróż.
Po tych słowach z cienia wyłania się lśniąca postać z ogromnymi skrzydłami, postać ze snu, przyjaciel Marinette.
Co ty tu robisz?
Aktualnie łamię wszystkie reguły, spotykając się z tobą. Jesteś niestety zbyt tępy, by wystarczył zwykły sen. Naprawdę się zastanawiasz nad obliczem Mari! Uważasz, że te łzy mogłyby być fałszywe! Nie! Po prostu gra tą złą, by cię chronić przed Lucyferem! Masz ją nadal kochać, rozumiesz?!
Cała ta sytuacja, wydaje mi się być tak irracjonalna, że aż śmieszna. Michał, mój anioł stróż, zstąpił z Nieba, by mnie opieprzyć i oznajmić, że mam kochać demonicę, którą on chyba też kocha. Czasami mam wrażenie, że znajduję się w środku jakiegoś cholernego snu! Ale, co gorsza, ja nie chcę z niego się wydostać, bo to by oznaczało, że Marinette już ze mną nie będzie.
A ty ją nadal kochasz? pytam, zanim zdążyłem się ugryźć w język.
Michał uśmiecha się jakby pogrążony w cudownym śnie. Jego twarz jeszcze bardziej się rozjaśnia. Wygląda przepięknie. Sam, nie mogę się nadziwić, że właśnie podoba mi się facet. Ale czuć, po prostu czuć, że to nie człowiek. Tu obowiązuje inny kanon piękna. A takiego zjawiska nie widziałem nigdy na tej ziemi. Jego wyglądowi dorównuje, a może i przewyższa tylko widok Marinette jako anielicy ze snu…
Kocham, ale moja miłość nie wystarczy. Ona kocha mnie jak brata. To ciebie kocha tak jak ja ją. Chcę tylko jej szczęścia. Od tysięcy lat chcę zauważyć uśmiech na jej twarzy. A tylko w twoim towarzystwie przypomina choć trochę dawną siebie, zaczyna się otwierać. Możesz ją ocalić, jeśli będziesz nadal przy niej trwać w swoim uczuciu.
Nagle odwraca się, chyba ma zamiar opuścić mój pokój oknem, ale odwraca się ostatni raz.
Przemyśl jej słowa, mogą ci pomóc! uśmiecha się i wyskakuje przez okno. Podbiegam w tamtą stronę. Wychylam się, zniknął. Nagle dostrzegam pióro. Nie należy ono do żadnego ptaka, jego biel nie jest ziemska. To jedyny dowód na to, że mój gość był prawdziwy. Delikatnie chwytam opadające pióro. Już wiem, co mam zrobić. Byłem zagubiony, ale doszukałem się prawdy. Muszę stanąć naprzeciw przeszłości i zrobić wszystko, by Marinette zaznała szczęścia.
Marinette:
                Chwiejnym krokiem mijam ulice Paryża. Szczerze powiedziawszy, wyglądam pewnie jak pijana nastolatka, których pełno podczas paryskich nocy. Mimo moich starań, nie jestem wstanie iść pewnym, prostym krokiem. Nawet mi wszystko jedno. Mam dość! Boże, wiem, że zgrzeszyłam, ale ile jeszcze kar! W głębi serca wiem ile. Cała wieczność… Dobrowolnie wybrałam Piekło, mam to na co zasłużyłam. Smak jego ust… Nigdy nie próbowałam nic równie słodkiego, gdybym mogła cofnąć czas i wciąż i wciąż przeżywać tę chwilę. Jego dłonie na moim ciele, jego wargi delikatne jak płatki róż. Nie! Muszę przestać o tym myśleć. Tylko ten głupi umysł, który przywołuje wspomnienia. „Kocham cię”, wyznał to. Ja nigdy nic takiego nie czułam. Michał i Lucyfer zawsze przy mnie czuwali. Jednak nigdy nie wywołali u mnie czegoś takiego. Nie wiem co to… Gorąc… Nie, przecież miałam gęsią skórkę. Radość, to za mało powiedziane, przez chwilę wróciłam do Nieba. Czy to miłość? Nie! Ten chłopak sobie coś ubzdurał, zniszczył mój spokój! Nie może mnie kochać… Po moim występie pewnie zmienił o mnie zdanie. Tak powinno być… Tylko dlaczego, na myśl o tym, że Adrien mnie znienawidził boli mnie serce? Pragnę jego miłości, jego ramion, uśmiechu, ciepła. Co on ze mną zrobił?! Boże, chroń go! Daj mi siłę, by go uchronić, by jego dusza trafiła do Nieba!
                W jakieś ciemnej uliczce teleportuję się. Muszę uważać, żeby moje magiczne pokazy nie zyskały widzów. Moją drogę przecina Lucyfer. Nasze spojrzenia krzyżują się. Jego nadal jest lodowate, pozbawione jakikolwiek uczuć. Potwór pożarł mojego przyjaciela. Czy mogę go odzyskać? Ile ja bym dała, żeby uśmiechnął  się do mnie po staremu, doradził mi, wysłuchał, objął opiekuńczo? Ten anioł już nie istnieje. Muszę się z tym pogodzić, im szybciej to zrobię, tym mniej będę cierpieć.
                Co tam u naszego Kociaka, Mari? Masz go w garści?
                Zaciskam pięści. Zaraz wybuchnę. Te słowa obrzydzają mnie, a jeszcze bardziej wypowiadająca je osoba. Kiedy w Niosącym Światło zaszła tak gwałtowna zmiana?! Kiedy utracił te resztki czułości?! Głupie pytanie… Jego całkowitą zmianę spowodował Azazel.
                Ja… Tęsknie za tobą, Niosący Światło.
                To zdanie samo wyrywa się z mojej piersi . Nie jestem wstanie dłużej się powstrzymać. Tęsknie za nim, może gdyby mnie nie opuścił nie zakochałabym się. Wątpię. Miłość to miłość. Nie da się jej okiełznać, zapobiec. Jednak, to wszystko nie zmienia faktu, że potrzebuję mojego przyjaciela. Spoglądam na jego twarz. Przez chwilę w jego oczach dostrzegam  dawną czułość, ale tylko na ułamek sekundy. Mrok wywarł na nim już zbyt duże piętno. Jego twarz ponownie kamienieje.
                Mari, moja droga. Przecież zawsze jestem z tobą.
                Te słowa pozbawione jakikolwiek emocji, przyprawiają mnie o zimny dreszcz. Blondyn podchodzi do mnie i łapie mnie za podbródek. Sparaliżowana czekam na kolejny ruch, boję się. Jego usta brutalnie wpijają się w moje wargi. Jego druga dłoń łapie mnie w pasie w stalowym uścisku. Nie mogę się ruszyć. To nie jest pocałunek jakim obdarzył mnie Adrien, pełen czułości, miłości, namiętności. Lucyfer chce mi tym gestem oznajmić, że jestem jego własnością, prywatną zabawką, którą nienawidzi się dzielić. Po moich policzkach spływają gorzkie łzy. Czuję, że opadają mi siły. Gdzie się podział Niosący Światło?! Boję się… Nie mam tyle mocy, by się wyrwać. W końcu kładę dłonie na jego piersi i odpycham go strumieniem mocy. Nie jestem zbyt silna, ale to wystarczyło, by demon mnie puścił. Spoglądam na niego z bojaźnią. Jego postać emanuje złowrogą, potężną energią. Jest wściekły.
                Nie ładnie, Mari… Tak nie traktuje się swojego pana. Twoje zachowanie coraz bardziej mnie irytuje. Przyrzekłaś mi posłuszeństwo. Teraz wyznajesz mi, że tęsknisz, po czym mnie odrzucasz. Jesteś niesubordynowana! Nie zmuszaj mnie do ostateczności!
                Jego słowa budzą we mnie uczucie, którego nienawidzę. Uczucie, którego jako anioł się wyrzekam, a raczej jako były anioł. Gniew… Jego słowa to jeden wielki stek kłamstw.
                Nigdy nie przyrzekałam ci posłuszeństwa. Obiecałam, że będę przy tobie na zawsze, ale nigdy nie mówiłam, że zostanę twoją marionetką. I nie, nie tęsknie za Lucyferem. Tęsknie za moim najlepszym przyjacielem, moim bratem, Niosącym Światło.
                Jego twarz wykrzywia się w jeszcze większej złości. Wiem co chce zrobić. Nie ma ucieczki. Niosący Światło nigdy, by tak nie postąpił, ale przede mną stoi diabeł, w najczystszej postaci. Pośpiesznie formuję jakąkolwiek tarczę z energii, by choć trochę zmniejszyć siłę uderzenia, choć zdaję sobie sprawę, że moja moc jest niczym w porównaniu z tą należącą do Lucyfera. W jego dłoni formuje się pocisk energii. Wytężam siły, ale moc uderzenia i tak odrzuca mnie na przeciwległą ścianę. Moją czaszkę przeszywa tępy ból. Próbuję się podnieść, ale nie daję rady. Moje oczy nie przekazują mi rzeczywistego obrazu. Wiem, że się zbliża. Jego buty roznoszą echo w pomieszczeniu wykonanym z czarnego kryształu. Chwyta mnie za ramiona. Podnosi niczym szmacianą lalkę. O dziwo jest delikatny. Przytula mnie, uważając na miejsca, które najbardziej bolą.
                Wybacz, skarbie. Doprowadziłaś mnie do szału mówi, gładząc moje włosy. Moje ciało przeszywa dreszcz obrzydzenia. Jednak nie jestem wstanie panować nad ciałem. Przestaję czuć ból. Zrozum w końcu, jesteś moja, tylko moja. Nikt nie ma prawa cię tknąć, należysz do mnie.
                Ton jego głosu sprawia, że zaczynam wierzyć w te słowa. Bo niby po co istnieję? Jestem tu tylko dla niego, przez niego. Tylko on mnie zauważa, tylko on się o mnie troszczy w jakikolwiek sposób, tylko jego obchodzę. Po co mam walczyć ze złem, też jestem demonem. Czas to zaakceptować. Zamykam oczy. Nie! W mojej wyobraźni maluje się obraz blondwłosego nastolatka o oczach zielonych jak wiosenna trawa. Nastolatka, który walczy ze złem, który się o mnie troszczy, martwi, rozmawia ze mną, próbuje zrozumieć. Kocha mnie, mimo że nie raz traktowałam go podle. Dla niego muszę walczyć. Nie mogę oddać jego duszy Lucyferowi. Może nie mam na tyle mocy, by stawić czoła demonowi, ale mogę przez wieczność odczuwać katuszę, jeśli tylko Adrien dostąpi chwały niebios. Ta myśl dodaje mi sił. Odzyskuję panowanie nad ciałem i umysłem. W końcu staję o własnych nogach.
                Wybacz, ale muszę czuwać nad Agrestem.
                Wypowiadam słowa, po czym teleportuje się tuż przed dom Adriena. Mam złe przeczucia. Boję się, że Lucyfer coś mu zrobi. Dlaczego jestem taka słaba?! Niechciane łzy znów połyskują w moich oczach. Zimno mi… Chłód zdaje się wkradać nie tylko do mojego ciała, ale i duszy. Nagle czuję  ciepły materiał na moich ramionach, odruchowo dotykam bluzy, którą ktoś mi zarzucił na barki. Znam ten zapach. Odwracam się w stronę ukochanego. Mam dość udawania. Kocham go! Jego dłonie lądują na moich plecach i przyciskając mnie do piersi chłopaka. To tak przyjemne uczucie. Kawałek Nieba… Odruchowo zaplatam ręce na jego tali. Myślałam, że mnie znienawidzi za moje słowa, a jest całkiem inaczej. Nadal mnie kocha…
                Mari, choć raz powiedz prawdę. Jedno prawdziwe zdanie z twoich ust mi wystarczy błaga Adrien.
                Kocham cię szepczę.
                Chłopak przeszywa mnie zaskoczonym spojrzeniem, jednak za chwilę zmienia ono wyraz na pełne nadziei. Jego usta zbliżają się do moich, by za chwilę połączyć się w pocałunku, który wyrażał wszystkie nasze uczucia. Miłość, rozpacz, tęsknotę, namiętność….
                Też cię kocham Mari szepcze między pocałunkami.
                Dlaczego jesteś taki głupi, zakochać się w demonie?! śmieję się gorzko.
                Dlaczego jesteś taka głupia, zakochać się w ofierze?! odpiera Odnalazłem drogę. Chcę wrócić do mojego świata i sam zawalczyć o siebie. Wierzę, że dam radę zmienić ojca. O ile zostaniesz przy mnie?
                Kiwam głową. Nie opuszczę go. Może zabrzmi to złowrogo, ale zostanę jego demonem stróżem. Cieszy mnie, że przemyślał moje słowa i postanowił walczyć o swoją przyszłość.
                Nagle czuję przypływ negatywnej energii. Ktoś klaszcze i śmieje się pogardliwie. Odwracam się. Przed nami materializuje się Azazel.
                Piękna scena. Demon i człowiek. Miłość podobno bywa ślepa… Mari nie sądziłem, że gustujesz w młodszych facetach. Cicha woda brzegi rwie. Zawsze powtarzałem Lucyferowi, ona jest po stronie Stwórcy, ale nie… Idiota był zakochany w tobie po uszy i wywlókł cię z Nieba! Wiedziałem, że w końcu zdradzisz! Ale teraz nie ma kto cię uratować. Lucyfer sam wykona na tobie wyrok! Udało mi się wykorzenić z niego wszystkie pozytywne uczucia! W końcu jest panem Piekieł jakiego potrzebowaliśmy! Wcześniej jednak zabierzemy duszę twojego kochasia.
                Nie masz prawa! Zerwał umowę! Chce wrócić do swojej rzeczywistości!
                Znów czuję przypływ złej energii. Obok Azazela pojawia się Lucyfer. Patrzy na mnie ze złością, ale i rozczarowaniem, odrzuceniem.
                Tym bardziej przyjemne będzie dla mnie wyrwanie mu serca i strącenie jego duszy do otchłani oznajmia spokojnie nowoprzybyły.
                Moja dłoń splata się dłonią Adriena. Muszę go ochronić. Boże, mój Ojcze. Jeśli jeszcze w ogóle mam prawo się tak do ciebie zwracać. Wiem, że nie powinnam do ciebie mówić, a co dopiero o cokolwiek prosić. Zdradziłam cię. Jednak moja miłość nie zgasła. W imię tej miłości! Miłości do Ciebie! Miłości do Adriena! Ocal go! Skaż mnie na wieczne męki, ale ocal jego duszę. Nie dopuść, by Twój syn doznał ognia piekieł! Pomóż mi go ocalić! Błagam Cię, wybacz mi moje winy, jako i ja wybaczam moim winowajcom! Tak, nie mam żalu do Lucyfera i Azazela, nie ma we mnie nienawiści.
                Proszę was, pogódźmy się! Nie dopuśćmy do walki wyznaję.
                Azazel parska śmiechem. Tego typu rozwiązanie jest dla niego pozbawione realizmu.
                Nie masz szans, Marinette! Poddaj się! Twoja moc jest osłabiona! Jak każdy upadły oddałaś część mocy Lucyferowi. W nim jest cała moc Piekieł oznajmia Azazel.
                Robię krok do przodu. Adrien próbuje mnie odciągnąć, a ja tylko odwracam się w jego stronę i uśmiecham się z miłością.
                Zaufaj Ojcu, Adrienie! On cię nigdy nie zostawi!
                Naprawdę wierzysz, że Stwórca po tym wszystkim ci pomoże! krzyczy Lucyfer.
                Nawet bym nie śmiała. Nie zasługuję na pomoc Boga. Ale Adrien jest czysty! A ja dla tej niewinności jestem wstanie poświęcić wszystko!
                Lucyfer uśmiecha się kpiąco. Posyła w naszą stronę pierwszą wiązkę energii. Próbuję to zablokować, ale i tak mi się oberwało. Tylko motywacja pozwala mi stać na nogach.
                Mari! krzyczy Adrien, chce do mnie podbiec, ale blokuje go swoją energią. Nie pozwolę na jego ofiarę. Nie rób mi tego szepcze.
                Masz żyć mówię do Adriena i staję przed dwoma najpotężniejszymi demonami.
                Naprawdę poświęcisz wszystko dla tego chłopaka! Zrozum jesteś na straconej pozycji! krzyczy Azazel.
                Uśmiecham się delikatnie w ich stronę. Jestem demonem, ale staram się przywołać do siebie pozytywną energię.
                Nie chcę walki. Nie chcę waszego gniewu. Chcę porozumienia.
                Porozumienia?odpiera Lucyfer
                Wiązki energii posyłane ze strony Lucyfera uderzają we mnie jedna po drugiej. Otacza mnie tylko mgiełka pozytywnej energii. Nie będę walczyć. Czuję jak moc Niosącego Światło kaleczy każdy skrawek mojego ciała. Zbliżam się do niego. Moje ciało pali, ale ja muszę iść. Muszę przekazać miłość.
                Nienawidzisz mnie! krzyczy, pomiędzy salwami pocisków energii, Lucyfer.
                Łapię się w okolicy serca. To nie prawda… Nie nienawidzę go, nie znam tego uczucia. Współczuję jemu i Azazelowi. Ich gniew, zło wynika z braku miłości. A to ogromny niedostatek.
                Nie nienawidzę cię mówię.
                Kłamiesz! krzyczy Lucyfer.
                Tym razem jego moc powala mnie na kolana. Nie jestem wstanie utrzymać się na nogach. Jednak wciąż zmierzam w jego stronę, czuję, że delikatna mgiełka pozytywnej energii mnie nie opuściła. Nagle przeszywa mnie fala ciepła. Moja aura mocnieje. To Adrien… Jestem otoczona jego aurą. Dziękuję ci, kochany! W końcu jestem blisko mojego dawnego przyjaciela. Z trudem podnoszę się i chwiejnym krokiem staję na nogi. Łapię jego dłoń.
                Nie nienawidzę cię! Wręcz przeciwnie. Nadal cię kocham, bracie oznajmiam, a z mojej dłoni wydobywa się jasne światło, które otula mojego przyjaciela.
                Jego źrenice się rozszerzają. Chyba nie spodziewał się tych słów. Jego energia przestaje mnie atakować. Opada na kolana. W jego oczach pojawiają się łzy. W jego oczach… W oczach, które dobrze znam. W oczach pełnych wesołych iskier.
                Wybacz Marinette! Wybacz mi wszystko!
                Obdarzam go czułym uśmiechem i mocno przytulam do siebie. To Niosący Światło, mój przyjaciel, któremu na mnie zależy… Wrócił! Uśmiecha się do mnie serdecznie i mdleje. Musi się oczyścić, a to wymaga od niego sporo wysiłku.
                Ty głupcze! Dałeś się nabrać! wrzeszczy Azazel.Jesteś słaby, Lucyferze! To ja jestem panem Piekieł!
                W jego dłoniach zaczyna się materializować kula złowrogiej energii. Cała jego moc.
                Przestań! Twoje ciało może tego nie wytrzymać! Skażesz się na wieczność w czeluściach otchłani! krzyczę.
                Nawet jeśli, przyjemnie będzie się tam z wami spotkać!
                Nie mam szans. Moja energia zanika. Wykorzystałam ją prawie całą na oczyszczenie duszy Lucyfera. Boże, uratuj Adriena! Pomóż mu! Kula energii zmierza w moją stronę. Zamykam oczy. Uśmiecham się, nie boję się wiecznego cierpienia. Są ważniejsze stworzenia do ocalenia niż ja. Nagle czuję jak wypełnia mnie ogromna moc, ciepło, miłość. Tak jak w niebie. Otwieram oczy. Moje oblicze promienieje. Czyżby? Unoszę się nad ziemią. Moje plecy zdobią ogromne śnieżnobiałe skrzydła. Moje włosy, zaczynają się wydłużać i znów sięgają mi do kostek, jak dawniej. Podlatuję do Adriena. Patrzy na mnie z fascynacją i niedowierzaniem. Całuję go delikatnie w usta. Chłopak opamiętuje się i przeszywa mnie wzrokiem.
                Mari… szepcze.
                Uśmiecham się do niego promiennie. Boże, dlaczego? Czy jeszcze zasłużyłam na takie szczęście? Na Twoją miłość?
                Moje dziecko, tak długo na ciebie czekałem rozlega się głos z nieba, najpiękniejszy, pełen miłości i słodyczy.
                Wybacz, nie jestem godn…
                Nie, Marinette! Kocham cię! Nigdy nie byłem na ciebie zły. Czekałem tylko na ciebie. Na moment, kiedy postanowisz się do mnie zwrócić. W końcu ta chwila nadeszła, dzięki Adrienowi przerywa Bóg.
                Ojcze… Ja też cię kocham szepczę.
                Nie mogę powstrzymać łez. Ciekną jedna po drugiej. Nagle ogarnia mnie niepokój. Mroczna energia powraca. Ale jak to możliwe.
                Jaka wzruszająca scenka. Nasz aniołek wrócił do domku. Nie na długo. Zniszczę was! Zniszczę!
                Tych słów nie wykrzykuje już Azazel. To jego głos, ale postać… Przed nami materializuje się twór z samej mrocznej energii. Azazel poświęcił ciało. Teraz przed nami pojawia się czysty chaos. Nie dam się teraz pokonać. Mam cel. Muszę bronić Adriena. Ojcze, użycz mi Swej mocy! W mojej dłoni materializuje się miecz niebiańskiego ognia. Święte płomienie nacierają na złą moc. Oczyszcza ją. Zło dobrem zwyciężaj. Miłością…
Gdybym też miał dar prorokowania 
i znał wszystkie tajemnice, 
i posiadał wszelką wiedzę, 
i wszelką [możliwą] wiarę, tak iżbym góry przenosił. 
a miłości bym nie miał, 
byłbym niczym. *

Adrien:
                Wszystko wróciło do normy. Jest tak jak dawniej. No nie do końca. Rozmawiałem z tatą. Wyjawiłem mu prawdę o sobie. Wpadliśmy sobie z ojcem w ramiona. Żałuje tego kim się stał, poprosił mnie o wybaczenie. Mari miała rację trzeba samemu walczyć o swoje szczęście. Plagg wrócił! Za pomocą Plagga i Nuru odnajdziemy mamę. Przekonamy ją, by do nas wróciła. Tata naprawdę się zmienił. Marinette. Od tamtej pory jej nie widziałem. Boję się, że już jej nigdy nie zobaczę. Co ja mogę dać aniołowi? Jestem zwykłym śmiertelnikiem, a ona… Nie zasługuję na nią. Co ze mnie za facet? Byłem taki bezsilny, gdyby nie Mari… Ocaliła mnie!
                Wchodzę do klasy ze spuszczoną głową. Ostatnio nie mam ochoty na rozmowy. Nino i Plagg próbują coś ze mnie wydusić, ale bezskutecznie. Bez niej czuję się pusty, jakbym nie miał czegoś bardzo istotnego. W klasie jest chyba głośniej niż zazwyczaj, cała szkoła wydaje się huczeć. W końcu zauważam Nino. Podchodzi do mnie ze swoją dziewczyną Alyą.
                 Mamy nową uczennicę! oznajmia podekscytowany Nino.
                Nie obchodzi mnie to za bardzo. Jednak przytakuję na znak, że cokolwiek do mnie dociera.
                Poznałam ją, chyba się zaprzyjaźnimy. Jest taka piękna, a zarazem miła. I te jej włosy… szczebiocze Alya.
                Dzwoni dzwonek, a do klasy wchodzi nauczyciel. Chyba ta nowa będzie w naszej klasie, bo nasz wychowawca szykuje się do przemowy.
                Zaraz przyjdzie do nas nowa koleżanka. Przyjechała do nas z samych Chin, bądźcie dla niej mili.
                Nagle rozlega się pukanie. Moje oczy automatycznie odwracają się w stronę drzwi. Wrota uchylają się. To nie możliwe! W progu stoi Mari. To na pewno ona. Nawet ta sama aura, promienieje miłością. Wygląda przepięknie, jak anioł…  Włosy upięła w dwa, bardzo długie warkocze. Ubrała się w zwiewną czerwoną sukienkę w czarne kropki. Moja kochana Ladybug. Wstaję. Cała klasa patrzy na mnie jak na szaleńca.
                Marinette! krzyczę, podbiegając do niej.
                Dziewczyna uśmiecha się promiennie, a ja biorę ją w ramiona i obracam wokół siebie. Nigdy jej już nie puszczę. Kocham ją najbardziej na świecie! Z nią świat przestaje istnieć. Jesteśmy tylko my Adrien i mój anioł Marinette.

                

niedziela, 19 czerwca 2016

Miniaturka 2: Ta, która się wznosi cz.3

Hejka!
Jednak nie jest to ostatnia część, lecz przedostatnia :)
Zapraszam do czytania i komentowania :)
 ***
Adrien:
                Znów budzą mnie krzyki rodziców. Z jednej strony jestem zadowolony z tego, że mama jest z nami, a z drugiej… Nienawidzę tych ciągłych kłótni. Jakby w ogóle już… się nie kochali. Przecież jak darzysz kogoś miłością, to się o niego troszczysz, a nie wrzeszczysz od rana do wieczora! Może to dziwne, ale nie korzystam z kolejnego życzenia. Mam umowę z Marinette i wiem, że mogę ją prosić, o zmianę rzeczywistości. Ale wciąż mam tą cholerną nadzieję, że coś się zmieni.
                Najbardziej jednak doskwiera mi brak Plagga. Nie sądziłem, że kiedyś będę tęsknić za tym fanem sera. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że to mój najlepszy kumpel. Znał każdą moją tajemnicę, troskę, zachciankę, marzenia! Teraz go nie ma. Mój pokój nagle stał się pusty. Rodzice prawie nie zwracają na mnie uwagi, a ja siedzę sam w swoich czterech ścianach. Zyskałem mamę, straciłem przyjaciela. Czy to nie zbyt wielka cena? Potrząsam głową. Nie ma Plagga, bo mój ojciec nie jest złoczyńcą. Powinienem się cieszyć?
                Chowam twarz w dłoniach. To dla mnie za wiele. Czy ja nie mogę być szczęśliwy? Nagle czuję czyiś dotyk na ramieniu. Odwracam głowę. Na moim łóżku po turecku siedzi Marinette i uśmiecha się do mnie pokrzepiająco. Nic nie zostało ze strasznej demonicy, która ukazała mi się za pierwszym razem. Może wciąż próbuje być tą złą, ale czuję, że to maska, tytuł Upadłego Anioła nie pasuje do niej w ogóle. Nie rozumiem, dlaczego udaje. Raz ukazała przede mną swoją twarz na balu. Ten facet ją zranił, kimkolwiek był. Ona ma serce, choćby temu zaprzeczała. Nie rozumiem, jak tamten facet mógł ją źle potraktować! Marinette jest doskonała! Karcę się w myślach. Cały czas myślę pozytywnie o demonie, to nie jest rozsądne. Może to kolejna zagrywka... Przecież wyraziła się jasno Lucyfer chce mojej duszy, a ona ma ją zdobyć.
                Co cię trapi? pyta zmartwionym głosem.

                Patrzę na jej twarz. Jeśli udaje tą dobrą, to jest genialna, bo ja naprawdę zaczynam ją lubić i, co najgłupsze, potrzebować. Teraz nie wyobrażam sobie dnia bez jej wizyty. 
                Myślałem, że z mamą będzie pięknie, że moje życie się zmieni. A czuję się, jakbym trafił do lepszego świata, ale nie dla mnie. To lepszy świat dla Paryżan, których nie krzywdzi Papillon.
                Może to się zmieni, ten świat zasługuję na jeszcze jedną szansę, a jeśli ją spieprzy, to przeniosę cię do innej rzeczywistości. Twój tata dostanie duży projekt, może on zjednoczy twoich rodziców we współpracy – oznajmia pogodnie.
                Faktycznie to może się udać. Moi rodzice znajdą przy projekcie wspólny język. Zawsze tak było. Mimowolnie się uśmiecham. Może wcale nie jestem skazany na cierpienie. Mam nową nadzieję. Nawet Plagga mogę kiedyś spotkać, choćby przypadkiem. 
                Dzięki za wsparcie.
                Dziewczyna spogląda na mnie zdziwiona. Po chwili wybucha śmiechem, jakbym opowiedział jej najlepszy dowcip.
                Wiesz, za co ty mi dziękujesz?
                Kiwam głową. Dla szczęścia mojej rodziny jestem gotowy na wszystko.
                Brakuje ci go prawda? pyta w końcu.
                Spoglądam na dziewczynę. Trafiła w sedno. Rodzina jest dla mnie ogromną wartością, ale przyjaciel również. Teraz go nie ma.
                Tak, ale mam nadzieję, że go jeszcze zobaczę. Przecież takiej przyjaźni nie traci się tak po prostu, prawda? pytam 
                Jej twarz zmienia się diametralnie. Niknie uśmiech, zastępuje go grymas bólu. Chyba zadałem bardzo niefortunne pytanie. Zdaję sobie sprawę, że wciąż użalam się nad sobą, a rzadko myślę o jej przeszłości. Nie wygląda na osobę szczęśliwą. Marinette rzadko się uśmiecha. Czasami mam wrażenie, że jest najbardziej doświadczoną przez los osobą jaką znam. 
                Też  tak kiedyś myślałam, ale okazało się inaczej. Jedna decyzja może zniszczyć wszystko. Pamiętaj, że wszystko ma swoją cenę i zastanów się, czy jesteś ją wstanie zapłacić. 
                Chcę jeszcze coś powiedzieć, ale nie zdążam. Znika uwielbia to robić. Zbyt wielka cena... Sam już nie wiem. Poświęcenie przyjaźni to zbyt wiele? Palące serce podpowiada mi, że owszem. Opadam zrezygnowany na łóżko. Zamykam oczy i powoli się wyciszam…

Znajduję się w niezwykłym miejscu. Nigdzie nie widziałem tyle piękna. Świat ten wydaje się upleciony z najdelikatniejszych złotych nici oraz szlachetnych kamieni. Wszędzie ogarnia mnie światło w barwach tęczy, a liczne wodospady kryją wodę tak czystą, że aż lśniącą. W centrum stoi niezwykły budynek. Wydaję się zrobiony z kryształu, w którym światło odbija się na siedem barw. Wszędzie latają owady, jakby motyle, tyle że o wiele większe i jakby przewlekane diamencikami. 

                Nagle zauważam nieziemskie zjawisko. Dziewczyna, niestety odwrócona tyłem, tańczy wśród stada motyli. Jej długie do ziemi, czarne włosy poozdabiane są tymi niezwykłymi owadami, które z wdzięcznością ozdabiają ją i jej ogromne skrzydła. Tak, skrzydła! Dziewczyna dzierży na swych plecach, śnieżnobiałe twory z piór. Bije od niej blask, a jej stopy poruszają się z nadzwyczajną gracją. Obok niej siedzi dwóch mężczyzn, też posiadających skrzydła. Uśmiechają się z miłością do tańczącej. Od razu widać, że oboje darzą ją jakimś większym uczuciem. Blondyn wydaje mi się znajomy, jednak nie mogę przypomnieć sobie sytuacji, w której mogłem go poznać. Nagle odwraca się w moją stronę. Już wiem! To on skrzywdził Marinette! Teraz jednak posiada skrzydła, w odróżnieniu od sytuacji, z której go kojarzę. No i teraz nie bije od niego ten przeraźliwy chłód, a raczej ciepło i blask. I oczywiście patrzy na tę dziewczynę spojrzeniem pełnym miłości. Nagle zjawiskowa anielica obraca się w moją stronę. W pierwszej chwili gęste włosy, zasłaniają jej twarz, jednak w końcu opadają, a moim oczom ukazuje się niezwykła piękność. Jej oczy są niebieskie, ale gdzieniegdzie błyszczą na kolor fiołkowy. Delikatny uśmiech uwydatnia rozkoszne dołeczki na jej policzkach. Jasna sera, szlachetne, a zarazem delikatne rysy twarzy uwydatniają bijące od niej ciepło i miłość. Sama jej bliskość sprawia, że serce stawało się lekkie. Po chwili dopiero doznaję przełomowego odkrycia. Te oczy, twarz. Te same, a zarazem inne. Marinette. Czy to naprawdę ona? Nadal jej piękna, ale wydaje się być kimś zmęczonym, walczącym z ogromnym bólem, a tu jaśnieje niczym tysiące gwiazd na niebie. Ale to ona, czuję to. Nagle łapie chłopaków za ręce i zaczyna z nimi tańczyć. Zawsze wydawało mi się, że ja nie dostrzegam uczuć innych, ale ona przebija wszystko. Ona nie zauważa tego, że oni ją kochają! Gorzej! Ona nieświadomie z nimi flirtuje… Choć widzę, że jest tu taka niewinna, czysta. Ona kocha ich, ale nie tak, jak oni tego oczekują. 
                Nagle oślepia mnie światło, jest ono tak jasne, że na słońce mógłbym patrzeć godzinami. Jednak ten blask przeszkadza, jak widać, tylko mnie. Wszyscy patrzą na owe zjawisko normalnie, choć z dozą szacunku i miłości. Moje serce też nagle wypełnia uczucie lekkości i szczęścia. Mógłbym trwać w takim stanie cały czas, nie ruszać się przez wieki. Nie mogę tego pojąć, ale nigdy nie doznałem tyle radości. Z trudem przywołuję resztki świadomości. Spoglądam na Marinette. Przestaje tańczyć. Jej skrzydła unoszą ją i z jeszcze większym uśmiechem, ciągnąc za sobą przyjaciół, wpada w ów światłość. Niestety, nadal nie jestem wstanie patrzeć, więc nie wiem, co tam się dzieję. Na szczęście słyszę dźwięki. 
                Czas odpocząć stwierdza z troską Marinette.
                Ma rację, proces tworzenia się skończył oznajmia blondyn.
                Nie do końca,  moje dzieci.
                Napawam się tym głosem. Ostatnie słowa, niby tak proste, a brzmią jak najwspanialsza muzyka, ba… Żadna muzyka jaką znam nie równa się z głosem tej przeogromnej światłości. Gdybym tylko mógł, słuchałbym całą wieczność tego prostego zdania. Czy to jest właśnie Bóg? Chyba tak. Przy nikim nie czułem tyle miłości, ciepła i ukojenia. 
                Ojcze, co masz na myśli? pyta poważnie blondwłosy anioł. 
                Stworzę istoty na mój obraz i podobieństwo. Dam im władzę nad wszelkim stworzeniem. Będą panować na Ziemi po wsze czasy. Obdarzę ich, tak jak was, wolną wolą. Taki jest mój zamiar, Niosący Światło.
                Zapada cisza. Wszyscy najwidoczniej są zdziwieni orędziem Stwórcy. Ja sam nie wiem, co myśleć. Nie wiem gdzie jestem, ale chyba trafiłem na moment stwarzania mojej planety. Matko! Marinette jest taka stara! Może nie powinienem się zwracać do niej na ty. Potrząsam głową. To chyba najmniej istotne myśli, jakie mi mogły w tym momencie przyjść do głowy.
                To wspaniały pomysł! Zaopiekujemy się nimi! woła podekscytowana Marinette.
                Przemyślałeś to dokładnie, Ojcze? Co jeśli się zbuntują? Narobią zła! Wolna wola może ich zgubić! sugeruje blondyn, nazwany przez Boga Niosącym Światło. 
                Dziewczyna obejmuję przyjaciela od tyłu, próbując okiełznać jego sprzeciw. On odwraca się i napotyka jej oczy pełne nadziei. Mimowolnie uśmiecha się na jej widok. Nawet z tak daleka jej wzrok oddziałuje też i na mnie. Może nie wygląda jak jakiś dyktator, ale mimo to jej zdanie jest niezwykle ważne dla towarzyszy.
                Na razie nie ma po co się zamartwiać, mój drogi. Musimy zaufać Ojcu, on nigdy nie robi nic pochopnie. 
                Znów nie mogę patrzeć na tę scenę, gdyż to przeogromne Światło podchodzi do dziewczyny i jakby ją obejmuję w ojcowskim uścisku. 
                Nagle widok rozmazuje się. Teraz jestem na niezwykłej polanie, pokrytej różnobarwnym dywanem kwiatów. Wśród tych roślin, rozmawiają ze sobą  brązowowłosy anioł z poprzedniej wizji i Marinette. Chłopak bawi się pojedynczymi kosmykami długich włosów Mari. Nie odzywają się do siebie, ale nie widać by im to przeszkadzało. Chłoną swoją bliskość . Dyskretnie splatają swoje dłonie.
                Kochasz mnie? pyta niepewnie anioł.
                Ona spogląda na niego z czułością. Jednak to nie jest wzrok miłości, jakiej on oczekuje. Raczej anielica traktuje go jak brata.
                Oczywiście, że tak, głuptasie. 
                Nagle na polanę nadlatuje ktoś trzeci. Drugi przyjaciel Marinette. Bez ceregieli siada z drugiego boku dziewczyny i ujmuję jej dłoń, po czym przybliża ją do ust i całuje delikatnie. Mari w odpowiedzi cmoka go w policzek, jednak i jego nie traktuje jak ukochanego.  Mimo wszystko brązowowłosy robi się nerwowy.
                Mari, mogę cię na chwilkę porwać? pyta blondyn.
                Dziewczyna patrzy przepraszająco na bruneta. Ten tylko kiwa z rezygnacją głową i powoli wstaje. Dziewczyna uśmiecha się do niego delikatnie. On mimowolnie odpowiada jej tym samym i oddala się.
                Co się stało?
                Trzeba pogadać ze Stwórcą, stworzenie ludzi nie jest dobrym pomysłem.
                Moja spojrzenie przybiera ten sam oburzony wyraz jak u Mari. Co on ma do ludzi?! Co my mu w ogóle zrobiliśmy?! Jednak mina Marinette szybko się zmienia, znów przybiera łagodny wyraz, trochę pobłażliwy, jakby miała zamiar coś wytłumaczyć nie do końca roztropnemu dziecku. Delikatnie kładzie mu dłoń na ramieniu.
                – Mój drogi, zaufaj Ojcu! On nie zrobiłby nic pochopnego. Zaufaj Mu. Oczywiście, możesz jeszcze z nim porozmawiać, On cię nie odrzuci, zawsze wysłucha oznajmia ze spokojem anielica.
                – Porozmawiam! Musi mnie wysłuchać! – odpiera zdenerwowany. – Ty jednak jesteś po jego stronie. Jak zawsze – kończy z żalem.
                – Nie mów tak! Wiesz, że cię kocham! Po prostu zaufałam Ojcu! – mówi, przytulając się do anioła.
                – Obiecasz mi coś? – pyta blondyn.
                Mari tylko kiwa głową. Coś czuję, że to nie za dobry pomysł. Mam złe przeczucia.
                – Pozostaniesz przy moim boku na zawsze?
                Dziewczyna uśmiecha się łagodnie. Mam ochotę krzyknąć. Nie powinna się na to godzić! Przysięga to nie temu kumplowi, któremu powinna!  Jak mogłem być tak głupi, że dopiero teraz połączyłem fakty. Przede mną stoi sam Lucyfer, teraz anioł, a przyszły pan Piekieł. 
                – Przysięgam.
                Głos Marinette dociera do mnie jak echo. Znów przenoszę się w inne miejsce. Pierwsze co rzuca mi się w oczy to Mari. Otacza ją ciepła aura, pogrążona jest w medytacji, modlitwie, która wypełnia ją całą. Z jej oczu sączą się krystaliczne łzy. Nagle znów oślepia mnie ta niezwykła światłość. Bóg… Anielica otwiera oczy, ale aura nie znika, w połowie wciąż jej umysł medytuje. Wpada w ramiona (chyba, nie za bardzo widzę) Boga. Pomieszczenie wypełnia szloch. 
                – Moja kochana Marinette, moje dziecko. Wiem, co zrobisz. Niosący Światło został schwytany i ty wraz z nim. Przemyśl swoją decyzję, nie jest za późno! Nie brałaś udziału w buncie, czułem twoją aurę. Wspierałaś nas. Zostań ze Mną.
                – Nie mogę! Obiecałam! – krzyczy przez łzy. – Nie chcę odejść. Tak bardzo się boję. Czy będę cierpieć?
                Bóg delikatnie głaszcze dziewczynę po głowie. Jest to bardzo uspokajający gest.
                – Cokolwiek się stanie, będę czekał. Zawsze będziesz mogła wrócić. Kocham cię, moje dziecko. 
                Mari zanika w Światłości. Jej szloch cichnie.
                Znów się przenoszę. Znajduję się na pustyni. Z jednej strony znajduje się Bóg, jego anioły i Mari. Po drugiej, na czele z Lucyferem, zapewne inni zbuntowani mieszkańcy nieba.
                – Daję wam ostatnią szansę. Pozwolę wam wrócić do Raju – oznajmia Bóg.
                Upadli rozglądają się po przywódcy buntu. Blondyn pozostaje niewzruszony. Żaden buntownik nie zmienia decyzji, wiernie czuwając przy Lucyferze. W tym momencie z tłumu aniołów występuje Mari. Dziś nie ma po niej śladu łez. Wygląda pewnie, potężnie i dumnie. Staje koło upadłego anioła.
                – Mari, błagam! – krzyczy w jej stronę brązowowłosy przyjaciel. Chce do niej podbiec, ale blokuje go za pomocą jakiegoś pola energii.
                – Podjęłam decyzję, Michale.
                Potem już nie mogłem na to patrzeć. Michał we łzach błagał ją o zmianę decyzji, ale w końcu… W jego dłoniach materializuje się ognisty miecz, wykonuje zamach. Piękny głos, zmienia się w przeraźliwy krzyk. Po chwili znajduję odwagę, by otworzyć oczy. Marinette płacze, wycierają łzy w pióra skrzydeł, które kiedyś zdobiły jej plecy.
                Nagle wszystko ciemnieje. Moją głowę przeszywają głosy: „Uratuj ją”.


                Budzę się mokry od potu. Czuję jak ktoś gładzi moje włosy. Widzę Mari, która patrzy na mnie z troską. Teraz przypomina mi tą anielicę ze snu. Widząc, że na nią patrzę, czerwieni się i znów przybiera poważny wyraz twarzy.

                – Miałeś koszmar, to dlatego – tłumaczy  się.
                Uśmiecham się. Nie wiem jak, ale uratuję ją. Kierowany dziwnym uczuciem, przyciągam ją do siebie i łączę nasze usta.