poniedziałek, 9 maja 2016

Miniaturka 2: Ta, która się wznosi cz. 2

Witajcie!
Przepraszam za opóźnienia. Ostatnio mam bardzo dużo zajęć i trzeba będzie trochę dłużej oczekiwać na rozdziały :)
Chciałam podziękować Gabcias :* Jesteś najlepsza :) Dziś obchodzi urodziny, więc STO LAT! <3 Dzięki za wszystko :*
Zapraszam na część drugą, najprawdopodobniej przedostatnią :P 
***
– Powiem tak, mogę być twoją dobrą wróżką, o ile sam wyświadczysz mi przysługę.
            Chłopak dalej wpatruje się we mnie, jakbym była jakąś zjawą. No cóż… Chyba nie często się rozmawia z aniołem, nawet jeśli ten jest upadłym. Nawet dla mnie to jest nowość. Dawno nie wychodziłam ze swojego pokoju. Wolałam trzymać się z daleka od ludzi i nadal za wiele się pod tym względem nie zmieniło.
            – W sensie... spełnisz moje życzenia?
            Kiwam zniecierpliwiona głową. Powinnam częściej rozmawiać z ludźmi, może wtedy znoszenie tego typu pytań byłoby łatwiejsze. Człowiek uwielbia pytać! Tak od wieków… Dostał Raj. Nie, za mało! Musiał zadawać głupie pytania, dlaczego nie jeść zakazanego owocu! Ludzie nie rozumieją słowa „nie”. Kiedyś ich to wykończy, jestem pewna.
            – Każde, Adrienie, nawet najdziwniejsze. Niestety, bajka o Kopciuszku jest fikcją, a na świecie, w którym żyjemy nie ma nic za darmo. Dlatego spełnię twoja marzenia w zamian za duszę.
            Chłopak się śmieje. Nie traktuje tego na poważnie. Po woli zaczyna mnie to irytować. Nie żeby co, ale oficjalnie jestem diabłem, więc chyba powinien bać się ze mną zadzierać. Mówi się, że największym naszym zwycięstwem, jest fakt, że ludzie w nas nie wierzą. Chyba to prawda, Adrien w ogóle nie traktuje na poważnie tego, że mogę być demonem. Muszę zacząć być niemiła! Najgorsze jest to, że raczej nigdy nie okazywałam nikomu wrogości. Dziś muszę. Dam radę! Czas zagrać, jak na Upadłego przystało. Pstryknięciem palców przywołuję do siebie wrogą energię. Do pokoju wlatuje wiatr, wszystkie lampy gasną. Ja unoszę się pół metra nad ziemią, moje krótkie włosy unoszą się wokół głowy, tworząc czarną aureolę, a oczy przybierają z koloru nieba barwę wzburzonych fal. W tym momencie jestem jedynym świecącym punktem w pomieszczeniu. Tyle że to nie jest ciepłe, dobre światło Boga, lecz mroczna energia Piekła, pełna chłodu i zła. Wyglądam pięknie, a zarazem przerażająco, przypominam teraz bardziej Marinette z legend niż moje prawdziwe ja.
            – Kończy mi się cierpliwość, Adrienie! – rozlega się dziwny głos, który wydobywa się z mojego gardła, ale nie należy do mnie. Nawet mnie jego brzmienie przyprawia o gęsią skórkę.
            Spoglądam na jego twarz. W jego postawie nie widać przerażenia, ale w oczach... To prawda, że są odzwierciedleniem duszy. W nich nic nie umknie. Nie muszę czytać jego myśli, by widzieć strach. Czas przestać, jeśli będzie się bał, nie wejdzie ze mną w układ, a wtedy przylezie do niego Niosący Światło, a jego dusza będzie stracona. I tak mi zaimponował, spodziewałam się, że po moim pokazie zemdleje. Nigdy nikogo nie nawiedzałam, ale tak słyszałam od Upadłych. Każdy mdlał ze strachu. Twardy jest albo ja za mało przekonująca.
            Zmieniam wyraz twarzy. Znów uśmiecham się uwodzicielsko, zła energia znika, zapalają się światła, a ja podchodzę blisko niego i szepczę wprost w usta:
            – Poniosło mnie, Kotku.
            Chłopak stoi nieruchomo. Kompletnie go zdezorientowałam. Czas się jednak pospieszyć i spisać cyrograf.
            – Czyli to prawda… Jesteś…
            – Tak, skarbie. Jestem demonem, jestem starsza od układu, w którym się teraz znajdujemy. Byłam kiedyś w Niebie, ale się zbuntowałam, bo Bóg postanowił stworzyć człowieka... Bla, bla, bla… I tak dalej, i tak dalej. Coś jeszcze?
            – Dlaczego chcesz mojej duszy? Dlaczego akurat tej?
            No nie wiem, może dlatego, że to on biega po mieście w czarnym wdzianku i ratuje Paryż? Nie powiedziałam tego na głos, ale przez tego chłopaka myśli, które kiełkowały przez cały pobyt w Piekle, wykwitły.
            – Uwierz mi, ja nie mam nic do twojej duszy. Nigdy mnie to nie bawiło ani nic. W sumie to chcę tylko wrócić do mojego pięknego pokoju i zamknąć się tam na najbliższe tysiąc lat. Niestety, moich odczuć nie rozumie Niosący Światło, który polecił mi spisanie umowy z tobą.
            Chłopak zamyśla się. Patrzy na Plagga, który kręci głową. Szczęście to zawsze kusząca perspektywa, której najwięksi nie umieli się oprzeć.
            – Kim jest Niosący Światło? – pyta zaciekawiony. Może nie wiedzieć, w końcu teraz nie uczą łaciny w szkołach, a właśnie w tym języku imię mojego przyjaciela jest najbardziej znane.
            Chwilę się zastanawiam, czy dać mu jasną odpowiedz. Jednak decyduję się na odmienną opcję:
            – Upadły, którego głos przynosił nadzieję każdemu zakątkowi wszechświata. Jego pieśń była cudowna i w sumie jesteś do niego całkiem podobny.
            Dopiero teraz zauważyłam, że Adrien przypomina mojego przyjaciela. Może dlatego tak mnie irytuje, po prostu przelewam na niego złość na Niosącego Światło.
            – To dlaczego… – zaczyna, ale nie daję mu skończyć.
            – Nie pytaj, dlaczego odszedł z Nieba, sama do końca tego nie rozumiem – ostatnią część zdania, wypowiadam ciszej, ale blondyn i tak to usłyszał.
            Plagg nagle podlatuje pomiędzy nas. Patrzy na mnie jak na najgorsze ścierwo i taka też jest prawda. Zwraca się do Adriena:
            – Nie daj się omamić! Wiesz, kim jest Niosący Światło! Przetłumaczyła jego imię z łaciny. To Lucyfer! Pan Piekieł, chce twojej duszy, Adrien!
            Blondyn przybiera minę pełną niepewności i przede wszystkim wrogości. Co ja zrobię… Nigdy nie używam imienia Lucyfer. Ludzie utożsamiają je ze złem, a ja nigdy nie myślę w tych kategoriach o moim przyjacielu. Nie wiem, czy to do końca słuszne. Michał ma rację, to już nie ten sam anioł. Zmienił się. Jego duszę wypełnia mrok, z którym próbuję walczyć, ale to nie przynosi rezultatu. Coraz bardziej odsuwał mnie na bok, by teraz całkiem zmusić mnie do pozostania po jego stronie. Wie, że nie ma we mnie zła. Zgrzeszyłam raz, a teraz znów mnie do tego zmusza. Tego nie zrobiłby nigdy mój przyjaciel z dawnych czasów. On zawsze o mnie dbał, pytał o moje zdanie, interesował się moim losem. Teraz postawił mnie w sytuacji bez wyjścia, do postąpienia wbrew sobie. Czuję się, jakby ktoś mi ukradł coś cennego, ogień dosłownie pali mnie od środka, ale i tak kocham Niosącego Światło. Nadal nie mogłabym złamać obietnicy, chociażbym wiedziała, że Piekło zrezygnowało z duszy Adriena.
            – Nigdy nie chciałam cię oszukać! Nigdy nie używamy tego języka, w Piekle nie lubimy łaciny – oznajmiam zgodnie z prawdą.
            – Po co wam moja dusza? – mówi gwałtownie blondyn.
            Śmieję się krótko. To jednak naprawdę brzmi trochę tandetnie.
            – Dobrzy ludzie są w cenie. Pozyskanie duszy takiego człowieka jest czymś w rodzaju trofeum. Zastanów się, Adrienie. Spełnię każdą twoją zachciankę, co tylko zechcesz. Będę na każde twoje zawołanie – mówię, po czym przybliżam usta do jego ucha i szepczę zmysłowo – w każdej kwestii.
            – Każde? – dopytuje.
            Kiwam głową.
            Chłopak podchodzi do mnie pewnie. Chwyta moją dłoń, chce zawrzeć umowę. Uśmiecham się ze satysfakcją, choć moje serce krzyczy, żeby tego nie robił. Jego Kwami też zaczyna go karcić, słyszę jego wyzwiska skierowane w stronę blondyna.
            – Chcę tej umowy, ale pod warunkiem, że zabierzesz moją duszę, jeśli stwierdzę, że jestem w pełni szczęśliwy.
            Obiecuję mu to. Źle go oceniłam. Dzieciak nie jest taki głupi, jakby się mogło wydawać. Czyli teraz muszę sprawiać, żeby nie zaznał pełni szczęścia, może wtedy Piekło przegra walkę o jego duszę, Adrien jeszcze nie jest stracony. Oczywiście przypominam mu, że ze mną nie ma żartów i jeśli nawet nie powie na głos o swoich uczuciach, ja je poznam. Trzeba go trochę postraszyć Piekłem.
            – Pierwsze życzenie?
            Zastanawia się chwilę. Po chwili się uśmiecha, jak widać nie muszę długo czekać na decyzję.
            – Chcę, żeby mama była z nami.
            Kiwam głową. Przed naszą podróżą do całkiem innej rzeczywistości, zdążam powiedzieć:
            – Gdybyś mnie potrzebował, wypowiedz trzy razy moje imię.
            Potem wciągnął nas lej powietrza, coś w rodzaju mini tornado, a dom Agreste’ów przybrał inny wymiar.
            Obserwuję Adriena z ukrycia. Owszem, jego rodzina jest w komplecie, ale widzę, jak ranią go ciągłe kłótnie państwa Agreste. Nie ma dnia, by jego rodzice nie wymienili ostrych zdań. Do tego blondyn czuje się samotny. Nie ma Papillon, nie ma i Cat Noir, a co za tym idzie Plagga. Każdego dnia patrzę, jak nastolatek boryka się z samotnością, jak próbuje pogodzić rodziców, ojciec nie puszcza go do szkoły. Zaczyna mi go być nawet szkoda, obawiam się, że nie zniesie tego, ale cierpliwie obserwuję. Boli mnie, że jestem świadkiem jego smutku, ale nie mogę pozwolić, by zaznał szczęścia i oddał się w objęcia mroku.
            Pierwszy raz od dłuższego czasu jego rodzice rozmawiają spokojnie. Chcą mu przekazać, że firma „Agreste” musi się reklamować, a idealnym na to miejscem będzie bal dobroczynny. Świetnie. Idealny moment, by spotkać się z moim „podopiecznym”.
Uwielbiam szyć suknie. Tym razem wybrałam delikatny materiał. Jeśli chmury mają być przyjemne w dotyku, to na pewno są jak ta tkanina. Podoba mi się bardzo jej wzór - czerwona w czarne kropki. Uwielbiam patrzeć na lot biedronek, na ich swobodę, wznoszenie się nieba. Poniekąd im zazdroszczę. Sama chciałbym się unieść. Niestety, to jedno z tych pragnień, które nie ma racji zaistnienia. Co ja plotę? Nie mam prawa marzyć, zostało mi to dawno odebrane. Na własne życzenie.
Kończę szyć w ciszy. Efekt jest wspaniały, sukienka wychodzi prześliczna. Na samej górze wszyłam czarną, koronkową wstęgę, którą związuję na plecach w kokardkę, spływającą prawie do kolan. Od niej, spod linii biustu, rozchodzi się czerwony materiał w czarne kropki, który delikatnie zmarszczyłam po prawej stronie i odsłania mi nogę z dwadzieścia centymetrów ponad kolano. Moja kreacja nie jest nazbyt wyzywająca czy też mroczna, ale bardzo mi się podoba. Do tego dobieram czarne perły, które dostałam od Niosącego Światło. Usta podkreślam czerwoną szminką, zaś do malowania oczu służą mi czerwone cienie do powiek, tusz do rzęs i czarna kredka do oczu. Krótkie włosy układam w misternego koka, do którego wpinam gdzieniegdzie spinki z czarnymi perłami. Przed wyjściem spoglądam w lustro. Wyglądam świetnie, mam nadzieję, że Adrienowi szczęka opadnie. Trochę nie rozumiem mojego pragnienia, nigdy jakoś specjalnie nie chciałam, aby ktoś docenił mój wygląd.
            Oczywiście nie trudno jest namieszać w ludzkich głowach i nagle staję się sławną modelką, dzięki czemu bez problemów wchodzę na bal. Nie liczyłam na ignorancję mojej osoby, toteż wiele mężczyzn do mnie podchodzi. Tańczę z każdym, kto poprosi, jednak wciąż wypatruję tego jednego. Adriena… Dlaczego go nie ma?
– Odbijamy – słyszę głos tuż koło mojego ucha.
            Znów znajduję się w nowych objęciach. Spoglądam w górę. Moje oczy napotykają dobrze znane mi szmaragdowe tęczówki, takie podobne do tych Adriena. Znowu sobie uświadamiam, że Agreste jest bardzo podobny do Niosącego Światło.
            – Jak ci idzie? – pyta Pan Piekieł.
            – Co tu robisz? – odpowiadam pytaniem na pytanie.
            Śmieje się, jakbym powiedziała najbłyskotliwszy żart w jego życiu. Nie wiem dlaczego, ale czuję się nieswojo w jego ramionach. Mój przyjaciel zmienia się coraz bardziej, Azazel spycha go w stronę mroku. Robi mi się chłodniej. Mam ochotę wyrwać się i uciec, gdzie pieprz rośnie, ale nie mogę. Mimo wszystko nadal go kocham, nie mogę go zostawić. Może jest jeszcze szansa uratowania go od własnego mroku. Przecież tak wielkiego światła nie da się po prostu zgasić, prawda? Już sama nie wiem…
            – Mari, mogę być wszędzie. Jestem twoim panem, mam prawo cię kontrolować.
            – Czyli teraz uważasz mnie za swoją własność? – pytam, łamiącym się głosem.
            Czuję, jakby ktoś uderzył mnie z całej siły w twarz. Bolą mnie jego słowa. Jak mógł? Byliśmy przyjaciółmi, co się stało z Niosącym Światło? On nigdy tak do mnie nie mówił! A może już go nie ma, a przede mną stoi postrach ludzkości - Lucyfer.
            – Wiesz, że nie o to chodzi, ale jestem Panem Piekieł, a z twojej strony należy mi się posłuszeństwo.
            Te słowa wywołują u mnie uczucie, którego nigdy wcześniej nie zaznałam. Coś pali mnie od środka, próbuje się wydostać z mojego wnętrza. Ma ochotę zrobić komuś krzywdę. Gniew… Czy tak ludzie nazywają to uczucie? Nabieram głęboki oddech. Muszę się uspokoić.
            – Czyli tak stawiasz sprawę. Zastanów się nad tymi słowami. Nie będę ci mówić o moim cierpieniu, o nie! Niosący Światło by to zauważył. Wsparłby mnie, ale on nie żyje. Umarł dawno temu, teraz jest tylko Lucyfer-potwór, wykreowany przez ludzkość. Co do misji, wszystko idzie sprawnie, Adrien to dobry człowiek, więc skuszenie go nie jest najłatwiejszym zadaniem. Masz jeszcze jakieś pytanie, Panie?
            Jego twarz wykrzywia się przerażająco, jest wściekły. Przygotowuję się na karę, on nie zostawi tego tak sobie. Czuję, jak jego palce zaciskają się boleśnie na moich ramionach. Powstrzymuję łzy, choć rani mnie to. Niosący Światło nigdy nie sprawił mi bólu, zawsze w stosunku do mnie zwracał się serdecznie, z przyjaźnią. Patrzę na jego oczy z nadzieją, jednak w jego szmaragdowym spojrzeniu nie ma już ciepła, jest tylko zimny połysk skały. Nie wytrzymuję. Po moim policzku spływa samotna łza.
             – Proszę, wróć do mnie – jąkam.
            Jednak on patrzy na mnie twardo, w jego oczach nie ma litości i dawnej miłości. Jakbym patrzyła na obcą osobę. Nagle czuję, jak ktoś obejmuje mnie w pasie i delikatnie pociąga do siebie. Znam tą aurę. To Adrien! Mam ochotę krzyknąć, by się odsunął, ale on pierwszy wypowiada słowa.
            – Odbijamy – wymawia spokojnie.
            Lucyfer znika. Nie zauważa tego nikt prócz mnie i Adriena. Z opóźnieniem dociera do mnie spokojna melodia. Mam już dość. Nie chcę wracać do domu. W ogóle... czy Piekło jest nadal moim domem? Nagle blondyn chwyta moje dłonie i kładzie je na swoim karku.
            – Zatańczysz?
            Kiwam głową i patrzę w jego oczy. Tak podobne do tych mojego przyjaciela, kiedy był sobą. Chowam twarz w jego koszuli. Nie daję rady. Łzy mimowolnie spływają po mojej twarzy. Nie mogę ich powstrzymać. Moje ciało przestaje być posłuszne. Pewnie w zwykłych okolicznościach czułabym wstyd, ale teraz moje serce jest zbyt roztrzaskane, by odczuwać coś poza bólem. Ku mojemu zaskoczeniu chłopak daje mi się wypłakać. Nie odciąga mnie od siebie, nie zadaje miliona pytań. Po prostu czeka i lekko mnie przytula.
            W końcu podnoszę delikatnie twarz i patrzę w jego oczy. Delikatnie uśmiecha się do mnie. Czuję jak moje policzki zaczynają piec. Nie wiem, dlaczego tak reaguję.
            – Nie jesteś taka straszna, jakby się wydawało – mruczy z uśmiechem, delikatnie ocierając kciukiem moje łzy.
            Nie rozumiem skąd u niego tyle czułości. Nie, jestem za miła! Boże! Przecież jestem demonem! Co z nim jest nie tak? Czy to możliwe, że jest w nim tyle dobra?
            W końcu dociera do mnie komizm jego pytania i śmieję się delikatnie.
            – Mam zły dzień, kiedyś to nadrobię – odpowiadam z wymuszonym uśmiechem.
            Tym razem blondyn odpowiada śmiechem, po czym delikatnie mnie obraca w rytm tańca.
            – Szkoda, pięknie dziś wyglądasz i do twarzy ci z uśmiechem – oznajmia.
            – Od kiedy ty takim flirciarzem jesteś?
            Na jego twarzy wykwita cwaniacki uśmiech.
            – Teraz masz przed sobą prawdziwego Adriena. Szkoda, że mogę się wyjawić tylko przed tobą i jako Cat Noir.
            Znów wykonuję obrót. Patrzę w jego oczy, które są teraz jakby za mgłą. Tak, chłopak cierpi, choć stara się to ukrywać. Rozpad rodziny, ojciec, który ma to gdzieś, a teraz kłótnie jego rodziców w nowym wymiarze.
            – Też od bardzo dawna udaję kogoś kim nie jestem.

            To zdanie wypowiadam cicho, nawet nie wiem, czy je usłyszał. Słowa te podsumowują całą moją egzystencję. Jestem Marinette, anioł, który udaje demona.