niedziela, 2 października 2016

Ladybug & Cat Noir: Rozdział 12

Hej :)
W końcu wracam z rozdziałem. Może być trochę nudno, ale ta notka jest bardzo istotna, więc ją zapamiętajcie. xD
Rozdział zbetowany przez Gabcias
Rozdziały będą raz na miesiąc :)
Zapraszam do czytania i komentowania.
A i założyłam konto na Wattpad z opowiadaniami Miraculum :)
***
Marinette:
              Znów jestem złą Ladybug. Zabijam mieszkańców Paryża, Cata i Wolfa. Schemat snu się powtarza, jednak mój koszmar w tym momencie się nie kończy. Przenoszę się. Scena jest całkiem inna. Stroję na wodzie. Spoglądam w dół. Oddycham z ulgą, moje odbicie znów przypomina normalną mnie. Grunt, że jestem sobą. Rozglądam się dookoła. Otacza mnie tylko bezkres wód. Robię ostrożny krok do przodu i nagle czuję, jak wokół moich rąk i nóg oplata się ciemny sznur. Zaskoczona próbuję krzyknąć, ale z mojego gardła nie wydobywa się żaden dźwięk. Zostaję do czegoś przygwożdżona. Unoszę się. Woda wydaje się znajdować dwa metry pode mną. Zaczynam się szarpać, ale sznury nie puszczają. Spoglądam w dół. W moją stronę zmierzają blade ręce, by wplątać mnie w ostatni uścisk… Morderczy. Próbuję się wyrwać. Nic… Jestem jak zwierzyna, która weszła wprost w pułapkę. Poddaję się. Zamykam oczy. Czuję, jak dłonie zaciskają się na mojej szyi i twarzy. Szarpią moje ciało. Biorę ostatni oddech, tracę resztki sił. Ręce ciągną mnie na dno w bezkresne morze.
 
                Budzę się zlana potem. Kolejny koszmar… Czy to się kiedyś skończy? Opieram się o ramę łóżka. Nie jestem wstanie ponownie zasnąć.
                – Tikki – szepczę przez zaciśnięte gardło.
                Mała kwami podlatuję w moją stronę i delikatnie wtula się w moje ramię.
                – Jestem tu, Marinette, to był tylko sen. Koszmar…
                Kiwam głową. Ma rację. Za dużo się przejmuję. To tylko koszmar. Sny się nie sprawdzają. Jestem przemęczona, wczoraj prawie umarłam. Chyba każdy człowiek na moim miejscu byłby zestresowany i przemęczony. Potrzebuję chwili wytchnienia i spokoju. Dam radę! Zawsze mi się jakoś udawało. Nabieram głębokiego wdechu i spoglądam jeszcze raz na Tikki. Przybieram delikatny, lekko wymuszony uśmiech.
                – Będziesz przy mnie teraz, prawda? – pytam.
                Naprawdę potrzebuję jej obecności. Nigdy nie lubiłam samotności, przeszkadzała mi. Teraz muszę dobrowolnie ją wybrać. Ladybug nie może mieć bliskich. Moim obowiązkiem jest ich chronić, choćby mieli mnie znienawidzić. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby przeze mnie coś im się stało. Jeśli przez moją izolację mogę zwiększyć ich szanse na normalne życie nawet o jeden procent, to zrobię wszystko, by myśleli, że stałam się suką jakich mało. Muszę  więcej trenować. Moc to nie wszystko. Trzeba być przygotowaną na każdą ewentualność.
                – Oczywiście, Mari. Ale wiesz, że nie musisz tak postępować. Jakoś ich ochronisz, teraz też musisz mieć na nich oko. Nie musisz się zmieniać.
                – Ale powinnam. Nie wiem, kiedy Papillon dowie się, kim jestem. Może za dzień, za tydzień, miesiąc, rok, a może nigdy. Ale jeśli już się dowie, kto kryje się pod maską, to niech widzi samotną dziewczynę, która nienawidzi całego świata.
                Spojrzałam wprost w oczy Tikki. Zrobiła się naprawdę poważna, ale i dumna. Tak, w końcu jej zaimponowałam jako bohaterka. Nie żeby mi na tym szczególnie zależało, ale sama czuję , że postępuję, tak jak przystało na obrońcę Paryża. Skończyła się zabawa. Przez chwilę naprawdę podobało mi się to wszystko. Ludzie mnie kochają, stawiają mi pomniki, malują obrazy, piszą piosenki, a ja biegam za super złoczyńcami. Jednak miły sen skończył się już dawno. Nastała rzeczywistość, która tak kolorowa nie jest. Moje drugie życie to nie zabawa, to ciągła gra z Papillon, w której stawką jest życie moje lub Paryżan.
                – Postępujesz słusznie, Mari. Jestem z ciebie dumna.
                Patrzę na nią lekko zaskoczona. Myślałam, że będzie mi mówić, że ten pomysł jest zły, że nie powinnam poświęcać swojego szczęścia. Myliłam się. Pierwszy raz spoglądam na Tikki z innego punktu widzenia. Nie na moją najlepszą przyjaciółkę, powierniczkę każdego sekretu, ale jak na stworzenie, które dąży do celu moim kosztem. Pewnie dramatyzuję. Tak, Tikki zawsze mnie wspiera i robi wszystko, co jest najlepsze dla mnie i dla Paryżan. Widocznie wie, że tylko tak mogę ochronić bliskich. Mimo wszystko wciąż dźwięczą mi w uszach jej słowa, jak zwykle wypowiedziane tym słodkim głosikiem. Cały czas mam przeczucie, że moja Kwami nie mówi mi wszystkiego. Dlaczego? Nie potrafi mi zaufać?
                Pomimo tego uśmiecham się do Tikki. Nie powiem jej tego wszystkiego. Za niedługo wszyscy się ode mnie odwrócą. Nie mogę stracić i jej. Wyjmuję ze schowka tabletki na sen - jeden z moich grzeszków. Nie mogę już bez nich zasnąć po koszmarze. Tata jeszcze nie zauważył, że zniknęły z jego apteczki. Łykam od razu i popijam wodą. Kładę się na poduszkę i próbuję zasnąć. Lek w końcu pomaga.
Tikki:
                Marinette zasnęła. Znając życie za jakieś dwie godziny może obudzić się z krzykiem. Co to za sny? Martwi mnie to, że nie chce mi o nich powiedzieć. Wcześniej niczego przede mną nie ukrywała, a teraz... I ten jej wzrok. Miałam wrażenie, że na pochwałę jej decyzji, zareagowała oskarżycielskim i pełnym wyrzutu spojrzeniem. Być może to moja wybujała fantazja.  Chwilę później się uśmiechnęła. Trochę  źle się czuję z myślą, że nie mówię całej prawdy Mari. Ale tak będzie lepiej. Tylko tak ją ochronię. Dobrze, że odsunęła się od Adriena. Gdybym jej powiedziała prawdę, mogłaby znów zatracić się w swoim uczuciu. Mam nadzieję, że zbliży się do Alpha Wolf. To on jest tą lepszą alternatywą. Bezpieczniejszą. Wzdycham przeciągle i zmierzam na spotkanie z Plaggiem. Ostatnio gorzej mi się wymknąć przez koszmary Mari.  Zażycie proszków przez dziewczynę, daje mi około dwóch godzin. To też zżera mnie od środka. Jako jej opiekunka, powinnam jej zakazać brać tych pigułek, ale z drugiej strony - to daje jej spokój. Choć na chwilkę, a ja mogę ją na trochę zostawić. Muszę jednak pomyśleć o zwróceniu się do mistrza Fu. Tylko on może jej pomóc.
                Z oddali dostrzegam kręcącą się niespokojnie czarną postać Plagga. Jest zdenerwowany i to bardzo. Widząc mnie, podlatuje pośpiesznie.
                – Co z nią? – pyta przejęty.
                Naprawdę jest zdenerwowany  tym wszystkim. Wbrew pozorom zawszę interesował go los Ladybug. Ciekawi mnie, czy ten niepokój nie udzielił mu się przede wszystkim od Adriena. Chyba zaraz się dowiem.
                – Mistrz Fu i Charles się nią zajęli. Już wszystko w porządku.
                Plagg oddycha z ulgą. Ostatnie wydarzenia są dla nas wszystkich naprawdę stresujące.
                – To dobrze. Dopiero teraz udało mi się uspokoić Adriena. Wmówiłem mu, że jako Kwami czuję, gdy coś się dzieje złego z posiadaczem Miraculum. Dopiero wtedy zasnął.
                Czyli faktycznie ją kocha. Dobrze, że Marinette jest taka odpowiedzialna. Odsunie się trochę od Adriena. Uśmiecham się z satysfakcją. W końcu moja podopieczna stała się prawdziwą bohaterką. Teraz, gdy nie będzie zajmowało ją tak życie prywatne, skupi się jeszcze bardziej na samodoskonaleniu się. Legenda Ladybug powróci.
                – Skąd ten uśmiech, Tikki? – pyta podejrzliwie.
                – W końcu moja Marinette stała się prawdziwą bohaterką – mówię, nie ukrywając uśmiechu satysfakcji.
                Przyjaciel spogląda na mnie pytająco, w ogóle nie cieszy się na moje słowa. Powinien być zadowolony, że Mari czuje się odpowiedzialna za Paryż.
                – Co jej nagadałaś?
                Piorunuję go wzrokiem. Co on w ogóle insynuuje? Mari jest odpowiedzialna za własne decyzję, nic jej nie nakazuję.
                – Sama uznała, że po tych wydarzeniach, musi poświęcić się dla dobra sprawy – odpowiadam z dumą. – Ograniczy kontakty ze znajomymi do minimum. Trochę się zmieni, żeby nie dociekali przyczyny. I, co najważniejsze, oddali się od Adriena.
                Plagg spogląda na mnie wyraźnie zszokowany. Nie rozumiem, o co mu chodzi. Przecież od początku pilnowaliśmy, żeby uczucie pomiędzy Marinette i Adrienem się nie rozwinęło. Udało się w końcu, ponadto Ladybug skupi się na pracy. Idealnie… Nie rozumiem tego wyrazu twarzy Plagga. Przez chwilę przypominał mi Marinette. Nie! To mi się tylko wydawało! Marinette jest dumna z siebie!
                – Żartujesz prawda? – w końcu pyta, niedowierzając.
                Patrzę na niego hardo. Nigdy nie żartuję w poważnych sprawach! Jednak by go upewnić, że mówiłam na serio, kręcę przecząco głową.
                Plagg patrzy na mnie rozczarowany. Dalej nie rozumiem, skąd to zachowanie.
                – Tikki, jak możesz? Niszczysz ją! Nie uważasz, że może ją nawet opętać Akuma?! Ona straci wszystko! Naprawdę uważasz, że powinna aż tak się poświęcać?! Czy ty się słyszysz?! Zależy ci w ogóle na niej?!
                Boli… Jak on może wątpić w moją miłość do Marinette? Jest moją przyjaciółką, wszystko co robię, ma przynieść jej szczęście. Ochrona przyjaciół to nie poświęcenie, będzie smutna, ale za cenę ich dobra powinna to przetrwać. Przecież to się skończy, a wtedy ich przeprosi. Wyjawi im, że… No nie wiem. Miała jakieś problemy, które ją przytłaczały. Byle nie pogodziła się z Adrienem. Tylko jak sprawić, żeby go znów nie lubiła? Każdy mój czy też Plagga pomysł tylko bardziej zbliżał ich do siebie. Guma na ławce i akuratne pojawienie się Marinette, która stwierdziła winę Adriena. Super. Ale ten cholerny deszcz. Mari mowy zabrakło. Próbowałam jej nawet pokazać, że facet z plakatów nie jest dla niej. Podsuwałam na jej drodze innych. Nie! Ona kocha Adriena. Ten nie lepszy… Spotkał Ladybug i już miłość od pierwszego wejrzenia. Co z tego, że jego Księżniczka bywa wredna? On się nie zraża. Najgorsze jednak, gdy Adrien w końcu zauważył Marinette, a Ladybug Cat Noir. Trochę się uspokoiłam, gdy  Mari obraziła się na Kocura, ale i tak było źle. Oni wciąż zbliżali się do siebie. Wtedy pojawił się Alpha Wolf i moja szansa, by Mari o nim zapomniała. Charles może mi pomóc.
                – Nigdy nie mów, że mi na niej nie zależy. Kocham ją nad życie. Jest moją najlepszą przyjaciółką. Znam ją. Nigdy nie da się opętać, ona jest jak promień słońca. Przynosi światło i ciepło, nigdy ciemność – nagle czuję jak po moich policzka płyną łzy. – Nie może umrzeć! Nie pozwolę, by dosięgła jej klątwa! Nigdy więcej śmierci, Plagg! Tym razem nie oddam jej tak łatwo! Przyjaciół uda jej się odzyskać, a życia jej nie wrócę! Nie chcę kolejny raz patrzeć na śmierć najlepszej przyjaciółki! A ty? Masz odwagę przyglądać się jak Adrien zmierza ku końcowi?
                Plagg spogląda w przestrzeń. Wiem, że jest mu ciężko, ale… Jakim prawem oskarża mnie o brak uczuć? Wszystko co robię, jest poświęcone jej. Z mojego gardła wydobywa się tłumiony szloch. Nie dam rady. Moje przyjaciółki. Ladybug... Wszystkie młode, piękne, pełne życia. Najlepsze osoby na tym świecie. Każda zakochana w jednej osobie… Cat Noir. Zawsze była to miłość z wzajemnością. Walczyli razem, ramię w ramię, pewni swych uczuć. Walczyli razem i ginęli razem… Nie zniosę tego widoku dłużej. Zawsze było za późno. Nie mogłam ich uratować. Zawsze przybywałam, by tylko zobaczyć ich ciała, wtulone w siebie, złączone często w ostatnim rozpaczliwym pocałunku, z twarzami tak poranionymi, że ciężko było ich rozpoznać. Teraz prawie się to powtórzyło. Gdy Marinette została zraniona w obronie Adriena, myślałam, że historia się powtórzy. Dzięki Bogu pojawił się Alpha Wolf, moja nadzieja na zmianę przeznaczenia. Posiadacze najpotężniejszych Miraculum nie mogą być razem. To święte prawo. Nikt nie może w nie ingerować. Kto się mu sprzeciwia, ginie…
                Nagle Plagg zbliża się do mnie i mnie przytula. Nie mogę wytrzymać. Mój szloch roznosi się echem. Nie daję rady. Chcę tylko, by żyła. Tylko tego. Kocham ją.
                – Będę cię zawsze wspierał, Tikki, ale proszę cię, pomów jeszcze z Marinette. Może nie musimy wprowadzać w życie tak radyklanych zmian. Masz rację, nie możemy dopuścić do tego, żeby poznali swoją tożsamość. Ich uczucie jest coraz głębsze. Klątwa się dopełnia.
                – Jak to głębsze?
                – Gdyby Ladybug wtedy umarła… To Adrien poszedłby do grobu wraz z nią.
*Marinette*
                Od rana zajmuję się szyciem nowych ubrań. Powinny bardziej pasować do mojego nowego ja. Trochę ciemniejsze barwy, bardziej mrocznie, po prostu mam być outsiderem, który ma w nosie cały świat. Marinette już nie ma. Muszę się z tym pogodzić. Czas na ostateczną batalię. Teraz nie ma już odwrotu. Nikt mnie nie zastąpi, a miliony Francuzów liczą na mnie. Ich los jest w rękach szesnastolatki i jej kolegów. Nie wiem, czy to może uspokoić kogokolwiek. Polegają na nastolatce, która nie radzi sobie z własnym życiem, a ciąży na niej odpowiedzialność jeszcze za inne istnienia. Świat jest naprawdę nienormalny.
                – Marinette…
                Spoglądam na Tikki. Wczoraj zabolały mnie jej słowa. Jakby zaczęła się liczyć tylko Ladybug i jej misja, a moja rola sprowadzała się tylko do narzędzia w rękach Kwami. Nie! Muszę przestać oddzielać się od Ladybug! Ja jestem Ladybug. I to ja zwyciężę. Papillon, odbierasz mi wszystko, ale to ja będę triumfować.
                – Tak, Tikki? – odpowiadam nadal zamyślona.
                – Nie musisz tego robić, jakoś damy radę – mówi Kwami.
                Spoglądam na nią zaskoczona. Znów mówi jak moja najlepsza przyjaciółka. Po moim policzku spływa ostatnia łza bezsilności. Na pewno ostatnia. Muszę być silna.
                – Tak będzie najlepiej. Dopóki mam ciebie, będzie dobrze. Alya mnie kocha jak siostrę, wybaczy mi po wszystkim. Na pewno… Będę silna, obiecuję. Nie zawiodę cię.
                – Nigdy mnie nie zawiodłaś – przerywa Tikki. – Damy radę! Marinette, jesteś najlepszą Ladybug, jaka kiedykolwiek stąpała po tej ziemi. Nie… To raczej Ladybug jest tobą. Cieszę się, że to ty nią jesteś. Nawet jeśli zmienisz jeszcze decyzję, jakoś damy radę ich ochronić.
                Przytulam istotkę bardzo mocno. Chcę cofnąć moją decyzję, ale już nie mogę. Muszę zrobić wszystko, by choć trochę zwiększyć szanse na to, że moi przyjaciele będą mogli żyć beztrosko jak do tej pory. Dam radę! Grę czas zacząć.
Wkładam na siebie ciemną bluzę z kapturem, przylegającą ściśle do mojego ciała. Do tego ubieram czarne rurki, które przed chwilą potargałam gdzieniegdzie. Na szyi połyskuje metalicznym blaskiem krzyż na rzemyku. Oczy podkreślają teraz idealnie wytuszowane rzęsy i czarne kreski. Usta mają barwę krwi, jak moje paznokcie i ombre, które niedawno zrobiła mi fryzjerka. Czerwone ombre jak u dziewczyny ze snu... Mój niemy protest. Symbol dla mnie, że nigdy nie uwierzę w głupie koszmary. Nie wierzę w te bzdury, kolor włosów nie zmieni mojego postępowania!
Wkładam do uszu słuchawki i nakładam kaptur. Znów mam pogrążyć się w pracy, ale słyszę dzwonek do drzwi. Rodziców nie ma, muszę otworzyć. Zbiegam i gwałtownie otwieram drzwi. Osoba po drugiej stronie patrzy na mnie z szokiem i dozą niepewności. Wyglądam zupełnie inaczej. W końcu uśmiecha się z satysfakcją.

– Wyglądasz świetnie, Cheng. Ale to dopiero początek.